piątek, 27 czerwca 2014

Nie jesteśmy cyborgami od motywowania, pocieszania i wspierania

Dobrze, gdy umiemy pomagać innym, cieszyć się z ich sukcesów, gdy potrafimy znajdować uznanie dla czyjejś pracy lub zaangażowania, a także odnajdywać w sobie empatię dla drugiego człowieka.

Świetnie, gdy potrafimy dopingować naszych bliskich, motywować ich, dodawać im otuchy przed ważnymi dla nich wydarzeniami, gdy jesteśmy z nimi, kiedy tego potrzebują.

To wszystko jest super, ale trzeba na to uważać, aby nie wpaść w pułapkę "darmowego trenera i mentora".

Darmowy trener i mentor to chodzący omnibus, zawsze potrafi pomóc, zawieźć na miejsce, udzielić rady, pokazać drogę, przypomnieć o zaletach, powiedzieć coś miłego lub postawić do pionu.

To żaden wstyd być kimś takim. Wręcz przeciwnie, to ogromna zaleta. Trzeba jednak pamiętać, że nie możemy być tacy:
a) zawsze
b) dla każdego
c) 24 godziny na dobę

Nam też należy się wsparcie innych. Nie jesteśmy robotami, nie możemy kogoś pocieszać i trzymać za rękę non stop. Nie zawsze musimy mieć ochotę obdarowywać kogoś komplementami lub motywować do działania.

Czasami to my możemy mieć potrzebę zostać zmotywowanym.

wtorek, 24 czerwca 2014

Skończmy z byciem miłymi dziewczynami

Kiedyś wydawało mi się, że bycie miłą osobą jest ważną częścią mnie. Bardzo chciałam być miła. Właściwie dla wszystkich. Z żalem stwierdzam, że tak mnie właśnie wychowano - na miłą dziewczynę.

Kilka miesięcy temu odkryłam jednak smutną prawdę - bycie miłą dziewczyną nie jest fajne. Dlaczego? Cóż, miłe dziewczyny grzęzną w miejscu, z którego trudno im się wykaraskać. Mają duży problem z pokonywaniem napotkanych przeszkód. Nie potrafią koncentrować się na sobie, przez co ich rozwój jest osłabiony.

Od razu powinnam jednak sprostować jedną kwestię - trzeba być miłym człowiekiem. Trzeba się uśmiechać, mówić "dzień dobry" i "do widzenia", nosić ciężkie torby z zakupami starszym paniom, ustępować ciężarnym miejsca w tramwaju (przynajmniej tym w zaawansowanej ciąży), trzeba być miłym dla sprzedawczyni w sklepie i dla kierowcy w autobusie.

Ale zupełnie nie trzeba być superhipermega miłym. Nie trzeba:

1) zostawać po godzinach za koleżankę lub kolegę w pracy, bo poprosili, a my jesteśmy taaaacy mili;
2) godzić się na rozwożenie wszystkich po imprezie, bo się tak upili, że nie mogą trafić samodzielnie na postój taksówek;
3) odpuszczać sobie urlopu, bo wszyscy inni w firmie bardziej zasłużyli na wypoczynek niż Ty (przynajmniej w Twoim odczuciu);
4) pracować za marne pieniądze, bo nie wypada Ci poprosić o podwyżkę, która należy Ci się od kilku dobrych lat;
5) wyprowadzać psa szefa, bo on jest na wyjeździe służbowym pod palmą;
6) pracować w domu i wyręczać w ten sposób połowę biura;
7) brać na siebie obowiązki innych, bo wszyscy inni mają coś ważniejszego do pracy;
8) odbierać w czasie zasłużonego urlopu telefonu służobowego, bo szef mógłby się na Ciebie obrazić, gdybyś tego nie zrobiła;
9) zdecydowanie nie musisz piec ciasta na firmową imprezę, bo Ty tak świetnie pieczesz;

Nie trzeba. Nie musisz. A nawet nie wolno Ci - dawać się oszukiwać, słysząc głupi frazes "dziękuję Ci, jesteś taka miła". 

Masz prawo być miła, ale masz prawo także mieć swój czas wolny, mieć swoje zdanie, swoje opinie i swoje momenty, w których zdecydowanie używasz słowa "nie".

Bycie miłym nie oznacza spełniania poleceń wszystkich dookoła, nie oznacza też bycie czyimś niewolnikiem. Bycie miłym oznacza bycie grzecznym, kulturalnym, ułożonym i serdecznym. To wszystko. Kropka.

Jeśli do tej pory, byłaś "miła" w złym znaczeniu tego słowa, natychmiast to zmień. Z serca spadnie Ci ogromny głaz. Poczujesz niewymowną ulgę. W pewnym sensie urodzisz się na nowo.

I nie martw się, jeśli ta nowa sytuacja zweryfikuje Twoje dotychczasowe znajomości (będzie tak z całą pewnością). Osoby, które dotąd często nadużywały Twojego bycia miłym, do załatwiania własnych spraw i potrzeb, mogą być bardzo zawiedzione Twoją nową postawą.

Licz się z tym, że mogą wysyczeć Ci słowami pełnymi jadu: ale się zmieniłaś, nie poznaję Cię - jeśli odmówisz im zostawanie za nich po godzinach.

Nie martw się tym. Ciesz się swoim nowym, mniej-miłym życiem.

P.S. Tylko czasem nie zacznij być dla otoczenia chamska. Odmawiać, tłumaczyć własne zdanie nadal można z klasą, uśmiechem i serdecznością.

Specjalizujmy się

Każdy jest w czymś dobry. Jeśli do tej pory o tym nie wiedzieliście, właśnie rewolucyjnie zmieniam Wasze życie.

To będzie nowe, lepsze życie, w którym każdy z nas będzie fachowcem w innej dziedzinie. Cieszycie się? Ja przeogromnie!

Ale ok, jest haczyk. To nie będzie takie proste i chwilę potrwa, ale warto uzbroić się w cierpliwość.

Każdy z nas coś umie. Co więcej, przeważnie jeśli lubimy coś robić, to sprawia nam też przyjemność.
Teraz jest ta chwila, kiedy w Waszych umysłach zachodzi burza mózgów pod hasłem "co robię najlepiej?".

Może to rysowanie, nauka języków obcych, zapamiętywanie ciągów cyfr, robienie rewelacyjnych zdjęć, pisanie, wymyślanie gier planszowych, zabawa z dziećmi, sprzątanie, zajmowanie się zwierzętami, aranżowanie wnętrz, zakupy w secondhandach, pieczenie babeczek. Pomyślcie, coś musicie znaleźć.

Jeśli już znaleźliście swoją specjalność możemy przejść do następnego kroku. Być może będą zawiedzeni ci, którym uczciwie powiem, że nie zachęcam Was do zmiany pracy, natychmiastowego przebranżowienia się, czy zmiany kierunków studiów. Choć oczywiście i o tym można później pomyśleć. Lepiej jednak działać rozsądnie i z planem.

Znacie już swoje ukochane pole manewru, swoją mocną stronę, swój fach. Teraz trzeba nad tym porządnie popracować.

Załóżmy, że kochamy pisać (wśród blogerów większość kocha pisać, więc to znakomity przykład). Wybieramy zatem pisanie, jako naszą wizytówkę. Super, ale kochanie pisania to zbyt ogólna sprawa. Musimy w temat się zagłębić. Musimy wybrać sobie temat pisania (wśród blogerów to także żadna nowość, niemal wszyscy autorzy są wyspecjalizowani w różnych tematach). Dobrze, jeśli jest to temat, który jest bliski naszemu sercu, zainteresowaniom, poglądom, uczuciom. Pisanie o czymś co brzmi fajnie, ale nas nie fascynuje, zdecydowanie nie zda egzaminu.

Mamy już ściśle obraną specjalizację. Niestety, to nie koniec pracy. A właściwie, na szczęście, to nie koniec pracy. Teraz zaczyna się ta najciekawsza część. Uczymy się naszego fachu.

Wróćmy już do wspomnianego przykładu pisania. Jak nauczyć się pisać? Cóż, trzeba dużo pisać. Ale trzeba też sporo czytać, bo to wyrabia styl (świetnie sprawdzają się pamiętniki!). Jeśli piszemy też na jakiś konkretny temat, to musimy liczyć się z tym, że będziemy musieli zgłębiać ten dany temat. Musimy znaleźć sobie mistrzów, których będziemy naśladować (nie powinno to być jednak ślepe naśladownictwo). Dodatkowo można wspomóc się szkoleniami, kursami, czy innymi zajęciami.

Po co to wszystko? Żeby się wyróżniać. Bo kiedy w mojej firmie-matce prowadzimy rozmowy kwalifikacyjne, to mamy zazwyczaj do czynienia z setką świetnych kandydatów o świetnych kwalifikacjach, ale niestety, żadna z tych osób niczym się nie wyróżnia, nie zaskakuje, nie jest obietnicą kogoś niezwykłego.

Po co jeszcze? Żeby nie zwariować. Specjalizowanie się w czymś, to najczęściej tak naprawdę poszerzanie naszych pasji. Pasje natomiast ratują nas przed całym złem tego świata. Są bezpieczną odskocznią od codzienności. Są też plastrem na stres.

I na koniec: specjalizowanie się może nam kiedyś bardzo pomóc. Ot, chociażby w uruchomieniu własnej firmy. Takiej firmy, której jeszcze świat nie widział, bo przecież tylko my się w tym specjalizujemy.

niedziela, 22 czerwca 2014

Pozytywny poniedziałek, czyli zadanie na dziś

Zadanie na dzisiaj?

Dzisiaj będziemy się uśmiechać!

Kiedy zadzwoni ktoś dzisiaj do Ciebie, odbierz uśmiechając się. Niech Twoje "podniesione" mięśnie podniebienia sprawią, że ktoś poczuje, że masz dzisiaj dobry humor. Może w ten sposób zaprosisz kogoś do grona uśmiechniętych.

Nie obgaduj! Nie obmawiaj nikogo. Postaraj się dzisiaj na wszystkich spojrzeć przychylnie. Ktoś jest niemiły, może źle spał. Dziś wybacz im wszystkim. Zobaczysz, będzie Ci cudnie.

Uśmiechnij się do kogoś na ulicy. Kogoś zupełnie obcego, nieznanego. Niech połączy Was niezwykła siła uśmiechu.

Bądźmy dzisiaj mili! Wiem, że zawsze jesteście mili, ale dzisiaj postarajcie się być super mili. Dodatkowe "dzień dobry", czy "miłego dnia" może sprawić cuda.

Załóż różowe okulary. Spójrz na świat, szukając w nim samych pozytywów. Ok, pada, ale za to może wieczorem będzie ciepło? Może i jest poniedziałek, ale za to jaki uśmiechnięty. Myślmy pozytywnie!



Niech codzienność nas motywuje!

Niedziela to często pewien moment podsumowań.

Wielu z nas odpowiada sobie na proste pytanie: ile udało mi się osiągnąć/zrobić/dokonać w ciągu minionego tygodnia? Czasami zamiast zadawać sobie to pytanie, od razu przechodzimy w lament pod hasłem "o jezu, znowu niczego nie osiągnąłem/nie zrobiłem/nie dokonałem!".

Czy jest to pytanie, czy smutne stwierdzenie - niemal zawsze podchodzimy do siebie zbyt krytycznie.

Skończmy z tym. Szukajmy rzeczy, które udało nam się zrobić. Być może była to wizyta na basenie? Albo porządki w ogrodzie? Napisanie jednego artykułu? Wizyta u dawno niewidzianej koleżanki?

Wszystko się liczy. A każda dokonana rzecz powinna nas motywować do dalszych działań. 

Problemem wielu z nas jest bagatelizowanie codziennych czynności. Bo czymże właściwie jest chodzenie do pracy, robienie zakupów, pranie, prasowanie, nauka języka obcego? To co robimy codziennie, co rutynowo powtarzamy traktujemy bardzo powierzchownie.

To trzeba zrobić - mówimy i nie cieszymy się z tego, że po raz kolejny daliśmy radę pogodzić milion ról i funkcji, które pełnimy w życiu.

Wiadomo, każdy (albo niemal każdy) chciałby powiedzieć: napisałem książkę, nakręciłem film, wybudowałem dom, kupiłem nowe auto, zarobiłem milion dolarów, uratowałem ludzkie życie, przygarnąłem bezdomnego psa.

Takie rzeczy nie zdarzają się jednak w naszym życiu codziennie. Oczywiście, powinniśmy robić wszystko, aby wielkie, wspaniałe, niezwykle miłe, niezapomniane, ważne dla nas rzeczy wydarzały się w naszym życiu jak najczęściej. Ale nie świrujmy, kiedy tak nie jest.

Myślę, że jeśli dobrze wykonujemy codzienne, rutynowe, zupełnie zwyczajne obowiązki, to gdzieś po drodze dochodzimy też do tych wielkich celów i realizacji marzeń, tych z górnej półki.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Motywacja w związku

Umiemy się motywować w pracy. W sporcie. W realizacji pasji. Ciągle mamy jednak duży problem, żeby zmotywować się w związku.

Wydaje nam się, że w związek broni się sam. Że jest jak rzeka, płynie własnym nurtem, a my musimy jedynie zanurzyć się w strumieniu tej wody.

Nic bardziej mylnego. Związek to kolejny element naszego życia, gdzie potrzebna jest nam motywacja. I to tak naprawdę silniejsza niż w jakiej innej dziedzinie życie. O ile większość z nas ma szansę odciąć się od pracy po wyjściu za jej próg, tak z miłością i związkiem jest o wiele trudniej. Jak mawiają ci lepiej władający słowem, serca się nie wyłączy.

To jasne, miłość, zakochanie, zauroczenie - to wszystko przychodzi często jakby bez naszego udziału. Po prostu patrzymy na kogoś i doznajemy olśnienia. To właśnie ta osoba! Zakochanie to najlepszy motywator. Kiedy jestem zakochana potrafię dogłębnie przestudiować ulubione książki, muzykę lub sport mojego oblubieńca. Później, kiedy zakochanie zaczyna nieco stygnąć, ta motywacja nie jest już taka naturalna. Trzeba zacząć jej szukać. 

Ale trzeba dalej umieć zachwycać się drugą osobą. I nawet jeśli wydaje nam się, że znamy ją na wylot, to próbować poznać ją jeszcze bardziej. Być dalej dobrym słuchaczem. Ale też zaskakiwać jakimś miłym słowem.

I nie ma w tym nic złego. I wcale nie oznacza to, że kochamy mniej. Wówczas kochamy inaczej. Mniej emocjonalnie, bardziej świadomie. To fajny etap, powinniśmy go bardziej doceniać. A przede wszystkim nie powinniśmy spoczywać na laurach.

Strasznie denerwują mnie moje koleżanki, które lamentują, że ich związek to rutyna, że facet przestał się starać, przestał zaskakiwać. I w ogóle, jest jakoś monotonnie w tym związku. Z tego co wiem, do tanga trzeba dwojga.

Związek to jest taka roślina. Taka nietypowa roślina, bo żeby rosła i kwitła musi ją podlewać dwoje ogrodników. I to zdecydowanie nie jest tak, że w płciowe obowiązki faceta wpisane jest stawanie na rzęsach dla wybranki. Czasami to także kobieta musi stanąć na rzęsach i pokazać, że potrafi być w związku kreatywna.

Znam się bardzo dobrze z jednym dość artystycznym małżeństwem z blisko trzydziestoletnim, małżeńskim stażem. Ostatnio byłam świadkiem, jak facet z tego właśnie związku powiedział do swojej żony: jak Ty mi się ciągle podobasz! Ktoś prychnie i powie, cóż wielkiego. A dla mnie to było magiczne, takie rzucone, gdzieś w przestrzeń, a jednak zrobiło na wszystkich oszałamiające wrażenie. Na samej zainteresowanej również. Spąsowiała nieco, ale nie skarciła męża za miłe słowo (jak robi wiele kobiet), tylko uśmiechnęła się radośnie.

Motywacja w związku nie musi polegać na wylewaniu na siebie na wzajem tony "kochamciękochamcię". Nie musi to być też obdarowywanie się diamentami i wycieczkami dookoła świata. Czasami wystarczy muśnięcie ręką, miłe słowo wyszeptane podczas zimowego spaceru, albo kartka z czymś wesołym wrzucona do kalendarza, list miłosny, nauczony na pamięć Erotyk Baczyńskiego i wyrecytowany w samochodzie podczas stania w korku, wspólna wycieczka rowerowa, albo wspólne przebiegnięcie półmaratonu.

Jak dzisiaj zmotywujecie się w swoim związku?