wtorek, 26 listopada 2013

Życie. Przewodnik, ale czy praktyczny?

Życie. Przewodnik praktyczny - obowiązkowa lektura każdego wrażliwego i mądrego Polaka.

Na zbiór wywiadów Dariusza Zaborka trafiłam przez przypadek. To był bardzo szczęśliwy przypadek. Książkę połknęłam w jedno popołudnie i tylko ze smutkiem stwierdziłam, że to już koniec. Szesnaście - tyle dokładnie zamieszczonych jest tam rozmów z wyjątkowymi osobami. Zdecydowanie za mało, zdecydowanie zbyt krótkie, bo chciałoby się czytać dalej i dalej.
Michalina Wisłocka, Władysław Bartoszewski, Katarzyna Lengren, Magdalena Środa, Franciszek Pieczka i Maria Fołtyn - to moi faworyci. Ich wywiady to źródło trafnych spostrzeżeń na temat życia, miłości, szczęścia, pracy, seksu. To kopalnia ciekawych anegdot i cytatów, które odkładają się na sercu czytelnika. Jestem pewna, że zajrzę do tych tekstów jeszcze wiele razy. Bo warto. 
Sama jestem dziennikarką i wiem, że wywiad jest jedną z najtrudniejszych form. Łatwo go spalić. Zepsuć kiepskim pytaniem. Zaborek takich błędów nie popełnia. To zdecydowanie dobry dziennikarz. Widać, że znakomicie zna swoich rozmówców, interesuje go to, co mają mu do powiedzenia. Nie podlizuje się. Nie gra mądrzejszego. Po prostu słucha i zadaje pytania. Do każdej rozmowy jest znakomicie przygotowany. Niby niewiele, a jednak bardzo dużo. Człowiek czuje, jakby siedział obok i słuchał tego wywiadu na żywo. Nie są to wywiady, które można potraktować jak biograficzne opisy tych osób. Po każdej lekturze szukałam szczegółowych informacji o tych ludziach, bo zwyczajnie chciałam poznać je bliżej.
Każda postać, z którą rozmawiał Zaborek może pochwalić się niesamowitym życiorysem. Być może dlatego te rozmowy tak lekko się czyta. 
Po prostu polecam! 



niedziela, 24 listopada 2013

Tak to bywa z tymi poniedziałkami...


Na koniec dnia

A Wy, czym jesteście?


Pięć rzeczy, których faceci nie lubią w kobietach

Jest pięć rzeczy, które niesamowicie denerwują mężyczn, a których kobiety czesto nie potrafią sobie odpuścić.
Jeśli chcesz zerwać z facetem, powinnaś to przeczytać, a potem wprowadzić te zasady w życie. 
Jesli Twój facet patrzy na Ciebie ostatnio, jak na włos w zupie, powinnaś to przeczytać. Być może popełniasz, któryś z tych błędów.  

fot.smh.com.au

1. Za dużo gadamy
Kobiety potrafią zwyczajnie trajkotać. Mówimy bez opamiętania. I to często bez sensu. Słowotok może wkurzać. Kiedy czujemy, że nie panujemy nad tym, co wyczynia nasz język, weźmy kilka głębokich oddechów i zacznijmy się całować z facetem, zamiast rozmawiać. Kiedy czujemy, że potrzebujemy rozmowy i chcemy się wygadać, także zabierzmy się do tego profesjonalnie. 

Zacznijmy:
- Wiesz, Facecie (tu wypada wymienić imię partnera), wiem, że nie lubisz, gdy dużo mówię, ale dzisiaj potrzebuję pogadać. A Ty jesteś dla mnie ważny i chcę podzielić się tym z tobą (facet w tym momencie staje się super bohaterem, dzięki temu będziecie mogli rozmawiać całą noc). Możemy porozmawiać? (potwierdzenie jest bardzo ważne - później nie będzie mógł narzekać, że nie chciał rozmawiać)

Kiedy zaczniesz już wylewać z siebie żale, bądź konkretna. Nie abstrahuj na każdy temat. Nie omawiaj wszystkiego ze szczegółami. Na detalach - w stylu: "ona miała na sobie ten malinowy żakiet z podszewką podobną do podszewki w moich butach, które rok temu zgubiłam na wycieczce do Karpacza..." - skupisz się podczas rozmowy z przyjaciółką. Facet tego nie ogarnie, nawet jeśli będzie się starał. 
Mów pełnymi zdaniami. Skup się na tej rozmowie i wymagaj, żeby on też się skupił. Fajnie, jak utrzymacie kontakt wzrokowy. To przyspieszy rozwiązanie sprawy i wszyscy będą zadowoleni. 
Rozwlekanie poważnych spraw codziennie trochę uśmierca relacje. Czasami trzeba pogadać o głupotach, podroczyć się. A czasami trzeba POMILCZEĆ. 

2. Śmiejemy się z pasji naszych facetów. 
Nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopóki nie zwrócił mi na ten problem uwagi mój wspaniały kumpel. Wyżalił mi się, że jego dziewczyna wiecznie śmieje się z jego pasji naprawiania starego sprzętu grającego. Ok, ma prawo jej to nie interesować, ale zdecydowanie nie ma prawa się z tego nabijać. To psuje związkowe więzi. 
Moi rodzice, którzy są dla mnie przykładem idealnej pary - z naprawdę długim stażem - odkąd pamiętam dzielą się swoimi pasjami i zainteresowaniami. To nie tak, że interesuje ich to samo. Absolutnie nie. Widzę jednak, że kochają się tak bardzo, że potrafią pójść na kompromis. Mój ojciec kocha fotografować, a moja mama kocha wycieczki. Jeżdżą więc razem na fotograficzne wojaże i każdy ma coś dla siebie. Chodzi przecież o to, żeby spędzać czas razem w miłej atmosferze. 
Nie panikujmy też - posiadanie wspólnych pasji nie jest konieczne do tego, żeby być idealnym związkiem. Posiadanie pasji - takich samych lub różnych - jest pewnikiem, że nasz związek nie będzie nudny. 

3. Obrażamy się. 
Nie wierzę, że są kobiety, które nigdy się nie obraziły. Każdej z nas czasami się to zdarza. Przyznam się, że choć też to robię, to uważam to za naprawdę głupie i infantylne. Już lepiej wykrzyczeć, co nam siedzi na wątrobie niż rzucać fochem i udawać naburmuszoną księżniczkę. 
Kiedy się obrażamy i mówimy tym naszym lodowatym tonem "nic się nie stało", facet naprawdę nie wie co jest grane. Tym samym nie może nas przeprosić, nie może naprawić swojego błędu. Nic nie może. Ewentualnie może patrzeć na naszą obrażoną buzię. A czas ucieka. Nie warto go marnować na fochy!

4. Wyolbrzymiamy. 
Zdarza mi się powiedzieć do mojego faceta "prawie rozjechałeś tego rowerzystę", kiedy jedziemy razem samochodem. On wtedy podnosi wzrok ku niebu i choć jest niewierzący, to mogę przysiąc, że modli się o mądrzejszą kobietę. Kobiety są skłonne do przesady niemal we wszystkim co robią. 

- nikt mnie nie lubi w pracy (bo pani Krysia z kadr się do nas nie uśmiechnęła rano na przerwie śniadaniowej)
- nie potrafię gotować! (bo murzynek się za bardzo zmurzynkował, czyli zwyczajnie spalił)
- Ty już mnie nie kochasz (bo facet ogląda telewizję, zamiast słuchać o tym, że mamy rozstępy)
- czyli uważasz, że jestem gruba?! (bo powiedział, że ładnie wyglądamy w sukience o rozmiar większej niż miesiąc temu)

Przykładów można mnożyć sporo. Ale po co? Wyluzujmy i nie doszukujmy się katastrof, tragedii i dramatów, tam gdzie naprawdę ich nie ma. 

5. Za często mówimy o sobie.
Nie zdajemy sobie sprawy, ale ciągle mówimy o sobie. Wynika to z różnych czynników. Czujemy się niedocenione, mamy kompleksy, szukamy potwierdzenia, że jesteśmy wspaniałe. Fajnie jest czasami usłyszeć coś miłego, ale nie róbmy w tym celu z siebie pośmiewiska. Jak facet będzie chciał nas uraczyć komplementem, zrobi to. Żebrząca postawa kobiet bardzo irytuje facetów. Kiedy są zirytowani, jak mają nas chwalić? Pamiętajmy zatem, że jesteśmy cudowne. Kiedy same będziemy o tym przekonane, faceci będą patrzeć na nas jak na błyszczące gwiazdy na niebie. 
Mówienie o sobie - wyłącznie o sobie - jest słabe. Nie róbmy tego. 

Powodów, dla których faceci mają nas czasem dość jest zdecydowanie więcej. Te wybłagałam wśród kilku moich znajomych. Dziękuję im za tę tajemną wiedzę. 
Kobietom natomiast radzę wziąć się za siebie. Ja już rozpoczęłam trening nad sobą.     

piątek, 22 listopada 2013

Facet typu Upiór z Przeszłości

Większość z nas - kobiet - ma w swoim życiu takiego faceta w stylu Upiór z Przeszłości. To jest facet, którego kilka lat temu kochałyśmy nader życie. Byłyśmy pewne, że to on jest ucieleśnieniem naszych marzeń. Znałyśmy na pamięć mapę jego linii papilarnych. Nasze serce drgało wesoło, kiedy dostrzegałyśmy jego sylwetkę na horyzoncie. Znałyśmy każdy szczegół z jego życia - wiedziałyśmy, że jest uczulony na proszek Omo, że nie lubi zielonego groszku, że najczęściej pije piwo z butelki, że lubi Real Madryt, a czerwoną bluzę, w której mu tak do twarzy, dostał od matki na osiemnaste urodziny.
Niestety, większość z nas pamięta też, że facet w stylu Upiór z Przeszłości nigdy, ale to nigdy w życiu nas tak naprawdę nie kochał. To Upiór z Przeszłości złamał po raz pierwszy nasze serce, a potem na naszych oczach konsumował to serce z inną niewiastą. A potem - kiedy nasze serce w męczarniach odrastało - on milczał. Mijały tygodnie, miesiące, lata, a on milczał jak zaklęty.
My w tym czasie układałyśmy sobie życie. Stawałyśmy się mądrzejsze, piękniejsze, bardziej zaradne. W końcu odkryłyśmy też, że świat się nie kończy na jednym facecie. A na pewno nie kończy się na facecie w typie Upiór z Przeszłości. Wtedy poznajemy nową miłość. Jest świetnie. Wstajemy na równe nogi. Świat się zaczyna zielenić. Jest naprawdę dobrze.
I wówczas Upiór z Przeszłości wraca. Ma podkulony ogon. Smutną, poważną minę. Twierdzi, że nie przestał kochać, bo przecież bardzo kochał. Chce naprawić swój błąd. Świdruje nas oczami i zaklina się: tylko Ciebie kochałem! Mówi, że jesteśmy najpiękniejsze, najmądrzejsze, najcudowniejsze, po prostu NAJ.
Na nas spadają wtedy te wszystkie ciężkie walizki, w których spakowaną miałyśmy całą przeszłość. I pojawia się wtedy to nieszczęsne pytanie: a może? A może on nie był taki zły? A może stara miłość naprawdę nie rdzewiej? A może wchodzi się jednak dwa razy do tej samej rzeki? A może nigdy nie przestałam go kochać? 
I wtedy szybko powinna przyjść też prawidłowa odpowiedź: NIE! Rozczulanie się nad sobą i nad przyszłością to bzdura. Myślenie o tym, że On jest nam pisany, to tylko część naszej romantycznej natury. Każdy podświadomie pragnie, żeby jego życie choć odrobinę przypominało życie bohaterów opery mydlanej. Ale życie to nie opera mydlana (życie jest o wiele ciekawsze).
Jeśli Upiór z Przeszłości nas zranił, trzeba kopnąć go w tyłek. Pokazać mu język lub figę z makiem. Należy dać mu do zrozumienia, że przeszłość jest przeszłością i nigdy nie będzie teraźniejszością. Życie z Upiorem ma kilka kart w pamiętnikach, zostało odnotowane w przeszłości. I tyle. Wrócenie do Upiora z Przeszłości jest zrobieniem tak naprawdę kroku w tył. A być może nawet kilku kilometrów.

piątek, 15 listopada 2013

Urodzinowa diagnoza Holi na temat dojrzałości

Nie oszukujmy się. Posty, w których piszemy o swoich urodzinach służą temu, żeby choć jeden internetowy przechodzień napisał "sto lat". Ja też liczę na małe "sto lat, Holi", ale nie tylko dlatego pisze tego posta. Piszę, bo chcę powiedzieć, że te urodziny są dla mnie ważnymi urodzinami. Nie, nie są okrągłymi urodzinami. Nie, nie obchodzę ich na innym kontynencie. I nie, nie wyskoczy z tortu latynoski striptizer.
Te urodziny uświadamiają mi, że dojrzewam. Złośliwy by powiedział "starzejesz się, babo". Starzeję się, wiadomo. Ale przede wszystkim zaczynam inaczej myśleć.

Dziś prawie popłakałam się ze szczęścia, kiedy dostałam komplet talerzy od kolegów z pracy. Nagle się okazuje, że decyzja o kupieniu mieszkania była poważnym krokiem w przyszłość, ale też strasznie pozytywną sprawą. Choć cały czas trochę mnie to przeraża (kredyt! aaaa!), to już czuję, że ta samodzielność będzie wspaniałą przygodą.

Do myślenia inaczej o życiu zmusiła mnie także wiadomość, że jestem chora (nie umieram, wszystko jest w porządku). Ta wiadomość poustawiała mi w głowie wszystkie sprawy błyskawicznie i szybko zrobiła bilans ostatnich dwudziestu kilku lat. Bilans wyszedł całkiem dobrze, ale uświadomił też, że jest jeszcze wiele rzeczy do zrobienia.

Mam też inne "dojrzałe spostrzeżenie". W te urodziny nie jestem samotna. I powiem Wam szczerze, że tak naprawdę nigdy samotna nie byłam. Oni - moi cudowni znajomi, przyjaciele i bliscy - zawsze krążą wokół mnie. Oni mi wybaczają różne grzechy, pamiętają, że uwielbiam brokuły i są wtedy, gdy rzuci mnie facet, gdy sytuacja w pracy mnie przerasta lub gdy po prostu rzeczywistość składa się wyłącznie z odcieni szarości.

Dojrzałość to doszukiwanie się pozytywów tam, gdzie nikt ich nie widzi. To chodzenie po ulicy z uśmiechem, nawet gdy leje deszcz i zawiewa zimny wiatr, a ludzie patrzą na Ciebie, jak na wariata. Dojrzałość to pogoda ducha.

No i przede wszystkim dojrzałość to umiejętność powiedzenia sobie "chcę tego", a następnie robienie wszystkiego, żeby TO osiągnąć.

Życzę Wam i sobie, żebyśmy byli dojrzali, weseli i bardzo odważni. Wtedy wyrywane kartki z kalendarza nie powinny nas tak przerażać.



wtorek, 5 listopada 2013

Miłości się nie znajduje!

Patrzymy na miłość, jak na zadanie do wykonania.
- Jak nie znajdę sobie faceta do trzydziestki, to nie wiem, co ze mną będzie – mówi moja koleżanka.
- Pokryjesz się łuskami, a na czole wyrośnie ci róg? - drwię. Zaraz jednak żałuję tych słów, bo ona śmiertelnie poważnym wzrokiem patrzy na mnie, jakby chciała mnie zabić.
Dziewczyny (z moich obserwacji wynika, że kobiety częściej szaleją z tego powodu) traktują znalezienie miłości na równi ze spełnieniem zawodowym, skończeniem studiów, zdaniem egzaminu na prawo jazdy, znalezieniem pracy, zrobieniem kariery, wyprowadzeniem się od rodziców. Jest to jeden z wielu punktów do odhaczenia na liście. 
- Podobno miłość swojego życia znajduje się na studiach – dramatyzują dziewczyny. Faceci powiedzieliby raczej, że podczas studiów przepija i przesypia się życie (och, dlaczego brakuje nam ich luzu i spontaniczności?!). My takie przesądy, mity i stereotypy traktujemy śmiertelnie poważnie. Nadal sporo z nas uważa, że bycie singlem to porażka. Czy jednak większą porażką nie jest bycie z kimś na siłę (bo się go właśnie znalazło)?

W ogóle stwierdzenie „znalezienie miłości” dość mocno mnie irytuje (choć używam). Miłość to nie pięć złotych na ulicy, które ktoś zgubił. Miłość to nie kulawy kundel, który nie ma domu. Miłość to nie zostawione w tramwaju rękawiczki skórzane, które zgubiła jakaś elegancka starsza pani.
Miłość sama się zjawia w naszym życiu. Najczęściej w najmniej oczekiwanym momencie. Czasami kompletnie bez zaproszenia. Wchodzi. Siada wygodnie na kanapie i czuje się, jak u siebie w domu. Nic na nią wtedy nie poradzimy.
Choć to zabrzmi strasznie: trzeba cierpliwie czekać. 

niedziela, 3 listopada 2013

Moje przytakiwanie


Przyjęłam nową taktykę. Przytakuję Facetowi na każdym kroku, a wtedy w jego mózgu zachodzi dziwny proces. Jest tak mocno zaskoczony, że ja nie protestuję, nie krytykuję i nie zaprzeczam, że niemal od razu wycofuje się ze swojej decyzji, pyta mnie o zdanie i żąda, żeby było tak, jak ja myślę. Serio! Nie wierzę, jak mogłam nie wpaść na to wcześniej. Zmarnowałam wiele lat w kontaktach z mężczyznami. 


Na czym dokładnie polega moja taktyka? Przykładami mogę sypać, jak iluzjonista kartami z rękawa. 

Przykład 1:

Holigoli: Potrzebujesz nowej kurtki na zimę. 
Facet: Nie potrzebuję, ta jest super. 
Holigoli: Ok, ta jest super. 
Facet: O co znowu chodzi?
Holigoli: O nic, ta kurtka jest super. 
Facet: Ok, kupię nową. 

Przykład 2:

Facet: Chyba pojadę do Moskwy. 
Holigoli: Ok, jedź. 
Facet: W sumie to nie pojadę, poczekam, aż będziesz miała urlop. 

Przykład 3:

Holigoli: Posprzątaj to. 
Facet: Nie teraz. 
Holigoli: Dobrze, ja to posprzatam - teraz. 
Facet: Ok, już sprzątam. 

Przykład 4:

Facet: Dzisiaj chyba się upiję. 
Holigoli: Dobrze, upij się do woli. 
Facet: Nie próbuj mnie szantażować. 
Holigoli: Ani mi się śni Cię szantażować. 
Facet: Przestań się tak zachowywać! Dobrze, nie upiję się!!! Zadowolona?! 


I tak postępuję nieustannie. Nie jestem w tym specjalnie wyrachowana. Nie bazuję na wyszukanej mimice (żadna nadąsana buzia, ani te sprawy). Nie jestem złośliwa. Nie mówię z przekąsem. Staram się być miła i naturalna. I to chyba najbardziej sprawia, że on wpada w panikę i boi się, bo zwyczajnie nie wie, co to tak naprawdę oznacza. Chyba wcześniej byłam straszną zołzą. 

poniedziałek, 28 października 2013

Kiedy kobieta nie może iść na przód

Każda dziewczyna, kobieta w pewnym momencie swojego życia zatrzymuje się w takim momencie, w którym ma wrażenie, że wszystko się skończyło. To jest taki moment, w którym stajemy w miejscu i nie wiemy, dokąd dalej ruszyć. Ba, nie tylko nie wiemy dokąd, nie wiemy też jak poruszać nogami, żeby się przemieszczać.
Na taki brak pomysłu na swoje życie może składać się kilka rzeczy:
- rozpad związku
- odkrycie, że nie zrealizowało się własnych zamierzeń
- lęk przed zmianami

Co zrobić z takim stanem? Jak sobie pomóc? Jak ruszyć z miejsca i oderwać nogi od wygodnej kanapy? Sposobów jest mnóstwo, ja wybrałam kilka, aby je zaprezentować. 

Sposób 1: Czas, czas i jeszcze raz czas 
Pewnie miliony razy denerwowało nas gadanie innych "potrzeba czasu/czas wszystko załatwi/czas leczy rany". To brzmi beznadziejnie, ale to prawda. Cokolwiek by to nie było, potrzebujemy czasu, żeby się z tym oswoić. Przeboleć. Przepłakać. To nie znaczy, że mamy siedzieć z założonymi rękami i czekać na mannę z nieba. działać powinniśmy cały czas, pracować nad sobą też. po prostu nie przeżywajmy, że coś nam idzie gorzej, wolniej - mamy gorszy czas. Ale przyjdzie lepszy. Potrzeba czasu. 

Sposób 2: Rewolucja
To mój ulubiony sposób załatwiania spraw wszelakich. Kiedy coś jest nie tak, warto zrobić remont w życiu. Nie mówię od razu o wyburzaniu ścian, ale małe przestawienie kilku spraw jest dobre. Zróbmy coś czego wcześniej w życiu byśmy nie zrobiły. Zmieńmy wygląd. Zacznijmy wychodzić z domu. Poznajmy nowych ludzi. Zacznijmy słuchać innej muzyki. Obojętnie, co to nie będzie, ale będzie czymś nowym, nieznanym, będzie dobre. Pozwoli nam zacząć ruszać nogami. A przynajmniej szurać. 

Sposób 3: Ucieczka
Odcięcie się od tego, co było jest też dobrym pomysłem. Wielu powie, że to pomysł zbyt radykalny, a ja powiem, że to pomysł świetny. Bo lepiej robić coś, niż nie robić nic. I trwać w tym, co nie jest dla nas dobre. Zapominanie o przeszłości nie jest łatwe, a co dopiero uciekanie od niej. Ale warto się wysilić. Patrzenie wstecz psuje wzrok. 

Sposób 4: Szukanie pomocy
Polki tego nie lubią, bo Polki są hiper samodzielne. Czasami chciałoby się powiedzieć "głupie, a nie samodzielne". Poproszenie o pomoc to nie grzech, a jednak mamy z tym problem. czasami jednak wsparcie innych ratuje nam życie. Zdarza się, że wystarczy rozmowa, dobre słowa, wsparcie słowne, rada, uścisk. Nie odbierajmy sobie tego i nie bądźmy na siłę supermenkami. 

Sposób 5: Idziemy do lekarza
Jeśli naprawdę czujemy się źle i ten stan trwa, a my nie umiemy ruszyć z miejsca, to idźmy do lekarza. Psychiatra to normalny lekarz.  Pomoże. Powie co i jak. 


czwartek, 24 października 2013

Wielkopolski Kongres Kobiet

Kto jest z Wielkopolski lub będzie w Wielkopolsce 14 listopada powinien koniecznie zajrzeć na drugą edycję Wielkopolskiego Kongresu Kobiet. Jak zapewniają organizatorzy kongres nie będzie imprezą feministyczną, choć na pewno przybędzie wiele feministek i feministów. Wiodącym tematem spotkania będą sprawy kobiety - ich problemy i możliwości ich rozwiązywania. Będzie to okazja do poznania różnych kobiet, zajmujących się różnymi profesjami.
Kobiety w domach. Kobiety na wsiach. Kobiety w mediach. Kobiety w polityce. Kobiety w szkołach. Kobiety we własnych firmach, wielkich koncernach, urzędach i instytucjach. Po prostu kobiety - im poświęcony będzie kongres. Przybywajcie!

Poznań
14 listopada
Aula Artis (Wyższa Szkoła Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa)
Wstęp bezpłatny
http://www.wielkopolska.kongreskobiet.pl/


środa, 23 października 2013

Facet mądry - kto to taki?

W świecie spotykamy się z dwiema kategoriami facetów: mądrymi i głupimi. O głupich nie będę dzisiaj pisać. Szkoda wirtualnego atramentu. Napisze o mądrych, bo tych szanuję, podziwiam i hołubię. Z żalem stwierdzam również, że jest ich zdecydowanie za mało. Kim jest mądry facet? - pewnie większość z Was zachodzi w głowę. Ok, już śpieszę z odpowiedzią. Niech odpowiedzią będzie dla Was poniższy rysopis faceta mądrego.

Facet mądry: 
- ma pomysł na siebie i swoje życie, wie czego chce i dąży do tego, 
- nie wstydzi się, że poniósł klęskę, że kobieta jest jego szefową lub dziewczyna odwozi go do pracy, 
- ma dystans: do siebie, do swojego życia, 
- potrafi swoim optymizmem podbudować każdego zdołowanego człowieka, 
- nie robi z siebie na siłę macho, umie się zasmucić, mieć gorszy dzień, 
- czasami też czegoś nie wie, nie umie, pyta o radę, 
- nie rzuca seksistowskimi dowcipami w kierunku swoich koleżanek, myśląc, że to hiper seksi, 
- docenia swoją kobietę, 
- umie odciąć się od maminej spódnicy, 
- jest zabawny, a przy tym nie jest szowinistą, zboczeńcem, rasistą i homofobem, 
- wiąże się z kobietą mądrą i pozytywnie nastawioną do świata, a nie wybiera kobiety typu bluszcz, która nie umie samodzielnie żyć, 
- jest ambitny, 
- jest samodzielny, 
- ma swoje zdanie na każdy temat, a jeśli go nie ma, to znaczy, że JESZCZE go nie ma, 
- umie cieszyć się życiem,
- potrafi motywować, ale nie wpędza w kompleksy

Jak znacie takiego jegomościa, to proszę o kontakt.
Pozdrawiam,
Holigoli

niedziela, 13 października 2013

Uczuciologia do szkół!

W polskich szkołach powinien być przedmiot "uczuciologia". Przecież my kompletnie nie potrafimy mówić o uczuciach. Czasami nawet nie zdajemy sobie sprawy z posiadania niektórych uczuć. Jesteśmy analfabetami emocji.
Piotr Czerwiński w swojej książce "Pokalanie" (zaleca się przeczytać!) napisał trafnie o tym, jak dres wyznaje miłość swojej dziewczynie-dresiarze. - Zajebałem się w tobie - wyznaje dresiarz. - Zajebałem się w tobie, że chu...
Czerwiński nie jest daleki od tego, co naprawdę w polskim okazywaniu uczuć się dzieje. Nie mam pewności, kto jest w tym słabszy - faceci, czy kobiety. Faceci wyznają miłość wulgarnie, ekshibicjonistycznie, nerwowo, pornograficznie. Kobiety jakoś tak chichocząco, bez szczególnej powagi, skupienia, jakby tym chichotem miały zakryć zażenowanie, wstyd jakiś.
Usłyszałam ostatnio w sklepie z drogim obuwiem, jak dziewczyna mówi do swojego mężczyzny "teraz masz szansę udowodnić mi, jak bardzo mnie kochasz" i brodą wskazała władczo na parę cholernie drogich kozaczków, obleśnych swoją drogą. Nie wiem, czy on pokazał jej, jak bardzo ją kocha. Mój romantyzm został skrzywdzony, musiałam stamtąd wyjść czym prędzej.

niedziela, 6 października 2013

Polki! Nie zakochujcie się w bucach, kretynach, zbirach i łapserdakach!

Polki są niesamowite. Stają na rzęsach, żeby ich życie było perfekcyjne. Są znakomitymi paniami domu, świetnymi matkami, rewelacyjnymi pracownicami, przedsiębiorczymi pracodawcami, namiętnymi kochankami, pięknymi kobietami, zadbanymi, mądrymi, energicznymi... Paleta zalet jest barwna i zadziwiająca. Trudno znaleźć dziedzinę, w której Polki byłyby kiepskie. Pewnie dlatego chwalą nas za granicą i podziwiają. Obcokrajowcy podczas wizyt w Polsce wodzą za Polkami, słuchają ich, hołubią, stawiają im pomniki.
Wszystko ładnie, pięknie, ale... Niestety jest skaza na tym portrecie super-zaradnych Polek. Mianowicie, Polki wybierają sobie tragicznie skretyniałych partnerów. Na pewno każdy z was zna kobietę, która jest z facetem, który nie dorasta jej do pięt. Często zdarza mi się, że mijam na ulicy piękną Polkę w towarzystwie zapuszczonego - co tu szukać ładnych słów - dziada. Dziad ma brzuch, włosy-strąki, zarost nie kilkudniowy, a raczej kilkuletni, paznokietki w stanie kopalnianym. Ogólnie ubóstwo. Zawsze jednak łudzę się nadzieją, że może jest chociaż potwornie inteligentny. Bo jest też drugi przypadek tragedii wielu Polek - bycie z bucem. Jezusiczku, jakie to jest smutne, jak słyszę, gdy facet rozpoczyna swoje ohydne żarty lub anegdoty od słów "moja stara" i śmieje się rubasznym, okropnym śmiem (który brzmi mniej więcej tak "hłe, hłe, hłe"). Wtedy patrzę na "jego starą" i widzę kobietę dużo młodszą od niego, miłą panią, może nieco zakompleksioną, ale za to z potencjałem, jakiego on u siebie nigdy nie odkryje, bo go zwyczajnie nie ma. Wtedy też zadaję sobie zasadnicze pytanie: dlaczego?! Dlaczego, kobieto, jesteś z takim potworem w potwornej skórze? Przecież zasługujesz na kogoś sto tysięcy razy lepszego! Ano właśnie zasługujesz, ale jakoś nikt ci wcześniej o tym nie powiedział. Są rodziny w Polsce, w których gdy do dziewczyny ktoś smali cholewki, ona słyszy od familii "nie wybrzydzaj, bierz co jest". I w ten oto sposób, ona ląduje na ślubnym kobiercu "z tym co było". Kiedy powiedziałam o tym zjawisku mojej mamie, powiedziała, że te czasy chyba minęły, a dziś dziewczyny bardziej świadomie dokonują wyboru i nie ulegają presji rodziny. A figa! Jest tak samo! Do tego dochodzi ten mesjanizm Polek. Wiele z nich naprawdę wierzy, że zmieni faceta. Że po ślubie on przejdzie metamorfozę. Że będzie jeszcze tym księciem z bajki. Że rodzicielstwo, rodzina go odmieni. Że wyjdzie na prostą. Że się postara. A figa, po raz drugi. 
Dorosłym ludziom trudno przychodzi zmiana. Potrzebują naprawdę solidnych bodźców, żeby wziąć się za siebie. Jeśli on jest jakiś dziwny, nie do końca ogarnięty, to wypowiedzenie "ślubuję Ci" w drewnianym kościele  niczego nie zmieni. Bezpieczniej jest takiego dziwoląga puścić kantem na samym początku. Broń boże się zakochać! Polki, uciekajcie od zbirów, łapserdaków, leniwców skończonych. Należą wam się faceci z górnej półki. Uwierzcie w to!        

piątek, 4 października 2013

Naucz się krzyczeć i wyrzucać złe emocje!

Byłam kiedyś na szkoleniu, podczas którego uczono nas krzyczeć. Poważnie! Wchodzę na szkolenie, jakich pełno, a pan coach mówi do nas "dzisiaj nauczymy się krzyczeć". Ludzie zaczęli się spoglądać dziwnie po sobie. Schyliłam się do dziewczyny przede mną, żeby upewnić się, czy na pewno weszłam do sali, w której odbywało się moje szkolenie. Potwierdziła, że sala się zgadza, ale też się dziwi. Stwierdziłyśmy jednak, że zaryzykujemy i zostaniemy na miejscu. Warsztaty teatralne też mogą okazać się przydatne.
Nauka krzyku to nie jest bułka z masłem, oj nie. Na początek każdy z nas miał się przedstawić i powiedzieć skąd przyjechał, jaką firmę reprezentuje, a następnie miał krzyknąć. Tak po swojemu. Uwierzcie, to było bardzo trudne. Wymyślić sobie swój własny, niepowtarzalny krzyk, to naprawdę nie jest łatwa sprawa. Szło nam to naprawdę topornie. Potem krzyczeliśmy wspólnie, a pan coach krzyczał "co, tylko na tyle was stać?!". Potem zaczął nas poniżać i mieszać z błotem. Nie, on zaczął nas gnoić. Jemu krzyczenie wychodziło znakomicie. Byliśmy coraz bardziej zdenerwowani i poirytowani. A pan coach dorzucał do pieca i dalej się na nas wydzierał. W końcu jeden facet z naszej grupy nie wytrzymał i krzyknął "da już pan spokój". Coach spojrzał na nas z radością i powiedział normalnym tonem "no, i o to nam chodziło". I potem jakbyśmy się odblokowali. Zaczęliśmy krzyczeć. Biegaliśmy i krzyczeliśmy. Krzyczeliśmy do wiaderka. Krzyczeliśmy wychylając się przez okno. Czułam się jak dziecko, któremu pozwolono bawić się w Indian. To była naprawdę świetna zabawa. Tylko cały czas z tyłu głowy chodziło pytanie "ale po co to wszystko?".
W końcu pan coach pozwolił nam odpocząć. Usiedliśmy w kółku, a on wytłumaczył nam ideę tego bloku szkoleniowego. Poprzez krzyk mieliśmy wyładować emocje, wyrazić siebie, pozbyć się wszystkich napięć. Czy się udało? Na sto procent się udało. Nie zrelaksowałam się tak jak w SPA, ani jak na kozetce u psychoterapeuty. Bardziej się zrelaksowałam! Czułam się oczyszczona. Jakbym przez godzinę wypluwała z siebie wszystkie toksyczne sytuacje, które zbierały się we mnie od dawna.
W ten sposób pan coach pokazał nam, że lepiej wyładować się w ten sposób - profilaktycznie. Zanim wybuchniemy krzycząc na klienta, podwładnych, szefa, męża, narzeczonego, dziecko, matkę lub co najgorsze - na teściową.

Polecam: kiedy się wstydzisz własnego krzyku (a większość z nas się wstydzi), weź małą poduszkę, przysuń blisko do twarzy i krzycz, ile masz tylko sił w tę poduszkę. Pomaga. 

środa, 2 października 2013

O kilku klasykach światowej mody - część 1

Ostatnio zaczęłam hobbystycznie przyglądać się modzie w kontekście kulturowym, historycznym i anegdotowym. W tym tygodniu wyciągam na światło dzienne cztery modowe elementy, na punkcie których świat oszalał. Wkrótce ciąg dalszy.


W latach osiemdziesiątych dom mody Hermes stworzył torebkę dla Jane Birkin (brytyjskiej piosenkarki i aktorki, znanej między innymi z występu z Gainsbourgiem, z którym wspólnie wykonała utwór "Je T'aime"). Na punkcie tej torebki świat autentycznie oszalał. Mimo upływu lat Birkin bag (bo tak nazywa się tę torebkę) nadal jest kosmicznie droga. Celebrytki mają prawdziwego fizia i zrobią wszystko, żeby dać się sfotografować z tą torbą w ręce. Jest bardzo ładna. I na pewno pomieściłaby całe mój torebkowy harmider (na szmince zacząwszy, po śrubokręt skończywszy).


Miłośniczkom "Śniadania u Tiffany'ego" nie trzeba przypominać tych scen z filmu, kiedy Holly Golightly (swoją drogą bardzo ładne imię i i nazwisko) uwodzicielsko odsuwała z nosa swoje wielkie, czarne okulary. Do dziś jest to jeden z najbardziej ulubionych przez panie okularowych wzorów. W filmie "Śniadanie u Tiffany'ego" swoje pięć minut miała słynna firma produkująca okulary Ray Ban. Choć firma ta powstała już w połowie lat trzydziestych minionego wieku, to kilka lat później ich pojawienie się w filmie przyniosło im prawdziwą sławę. Każdy hollywoodzki celebryta chciał je mieć! 

 

wtorek, 1 października 2013

Nie musisz być idealną dziewczyną

Nie będę idealną dziewczyną.
Nie będę miła i uśmiechnięta w czasie, gdy mój organizm będzie rozdzierała burza hormonów.
Nie będę co dzień czekać z ciepłym obiadem na lubego.
Nie będę nosić tylko wysokich obcasów. Bo on ma takie widzi-mi-się i jemu się podoba naprężona łydka.
Nie będę spędzać każdej niedzieli wspólnie z jego mamusią.
Nie będę mu mówić, że jest cudowny, bo umył okna, skoro też przez te okna zagląda.
Nie będę mu rodzić dzieci na potęgę i nie będę mu ich wychowywać.

Kobiety stają na głowie, a właściwie na rzęsach, aby dogodzić facetom. To godne podziwu. Ale też godne pożałowania. Polki chcą być idealnymi żonami, dziewczynami, kochankami, narzeczonymi. Wolą zrezygnować z życia osobistego, z życia towarzyskiego, z sukcesów w pracy, byle tylko mieć więcej czasu na zadowolenie faceta.

Cieszy mnie, że coraz więcej kobiet ma życiową samoświadomość. Wiedzą, czego chcą. Sięgają po to. Bawią się. Są wyluzowane, uśmiechnięte.

poniedziałek, 30 września 2013

Holi Goli dorobiła się fejsa!



Są różne rodzaje zaszczytu. Dla mnie zaszczytem jest zaprosić Was na mojego facebooka. Kto chciałby mieć mnie na co dzień w dawkach dość potężnych, to zapraszam. Będzie wesoło! Będzie zabawnie! Wystarczy kliknąć tutaj https://www.facebook.com/holi.goli.blogspot i polubić!

Pozdrowienia,
Holi Goli

Są ludzie, którzy nie potrzebują miłości

Są ludzie, którzy nie potrzebują miłości. Nie mówię o sobie. Lubię być zakochana i lubię, jak ktoś się we mnie zakochuje. Rozumiem jednak, że obok mnie mogą istnieć osoby, które takiej potrzeby nie mają. To ich święte prawo.

Coco Chanel mawiała, że praca jest dla niej najważniejsza i zwyczajnie nie ma czasu na miłość. Sporo jednak romansowała, a miejsce w swoim sercu aż na dziewięć lat przygotowała dla Arthura Capela. Jej biografowie sugerują, że własnie on był jej wielką, życiową miłością. Choć potem na jej drodze pojawiło się jeszcze sporo mężczyzn - między innymi: Igor Strawiński (rosyjski kompozytor), Pierre Wertheimer (jeden z właścicieli firmy kosmetycznej Les Parfumeries Bourjois), Luchino Visconti (reżyser z Włoch), Salvador Dali (hiszpański surrealista), czy Pablo Picasso. Jak widać Chanel zawsze otaczała się wpływowymi mężczyznami. Choć w jej życiu pełno było romansów, flirtów, pełnych kontrowersji namiętności, nigdy jednak nie stanęła na ślubnym kobiercu, a jej relacje miały najczęściej mocno przelotny charakter. Nie dowiemy się, czy naprawdę słynna kreatorka mody nie potrzebowała miłości. Nie jesteśmy też w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy w przyrodzie znaleźć można ludzi, którym miłość do szczęścia nie jest potrzebna. Możemy jednak założyć, że miłość jest jak czekolada. I jednak zdarzają się "przypadki", którym czekolada nie smakuje. 

piątek, 27 września 2013

Utajeni przyjaciele

Kiedyś wydawało mi się, że przyjaciel to ktoś podobny do mnie. Najlepiej tej samej płci, co ja. W podobnym wieku. O podobnych zainteresowaniach. Dziś wiem, że to zupełnie nie tak. Ostatnio odkryłam kilku moich utajonych przyjaciół. Utajonych, bo byli obok mnie cały czas, a ja nie zdawałam sobie sprawy z ich obecności.

Moi utajeni przyjaciele:
1.) mama - wspominając mój trudny okres dojrzewania, to cud, że w ogóle się lubimy. Że mama mnie lubi. Jest kobietą cudowną i niezwykłą. Ufam jej. Jest pierwszą osobą, do której dzwonię, gdy mam problem, gdy odnoszę sukces, gdy po prostu chcę z kimś porozmawiać. 
2.) tata - mamy wiele cech wspólnych (upór, złośliwość, spryt i zaradność), to zobowiązywało do zaprzyjaźnienia się. 
3.) koleżanki z pracy - wydawać by się mogło, że jak z kimś spędza się po osiem, a nawet dziesięć godzin dziennie, to ma się go serdecznie dość. A jednak nie! Bo czasami osiem godzin to za mało i trzeba się jeszcze spotkać po pracy! 
4.) brat - to kolejna osoba z rodziny, ale też przyjaciel. Świetny przyjaciel, choć jest nim od niedawna, bo przecież kiedyś był bardziej wrogiem, workiem treningowym. 
5.) facet - musi być przyjacielem, bo wtedy związek ma sens.

Lista utajonych przyjaciół nie jest długa, ale przecież nie liczy się ilość, tylko jakość. W tym przypadku jakoś jest szczególnie ważna. 


poniedziałek, 23 września 2013

Kobieta rozliczana z macierzyństwa

Ocena z macierzyństwa
Czegokolwiek nie zrobisz, jak bardzo się w życiu nie natrudzisz, czegokolwiek nie dokonasz, na końcu życia i tak zapytają Cię, czy czujesz się spełniona, jako matka. Jesli masz dziecko będziesz musiała tłumaczyć się z tego, jaką matką jesteś. Za bardzo konserwatywną? Za bardzo liberalną? Za bardzo pochłoniętą pracą? Za bardzo skupioną na rodzinie? Nadopiekuńczą? Zbyt wyluzowaną? Zaniedbaną? Źle gotującą? Spokojnie, na pewno coś się na Ciebie znajdzie.
Jesli nie masz dziecka - i co gorsze - nie chcesz go mieć, też będziesz rozliczana ze swojej kontrowersyjnej decyzji. Dociekliwi zapytają Cię, dlaczego nie chcesz mieć dziecka? Czy na prawdę nie czujesz instynktu macierzyńskiego? Czy Ty czasem nie jesteś zbyt egocentryczna i skupiona na sobie? Dlaczego nie chcesz dać sobie szczęścia w postaci dziecka?

Kiedy będzie dzidziuś?
Znajomi, których długo nie widziałam pytają mnie, czy jestem z kimś. Kiedy odpowiadam twierdząco, pytają, czy mam już pociechę. Jeśli odpowiadam, że nie mam jeszcze dziecka, z automatu wyrzucają z siebie pytanie "to kiedy będziesz je mieć?!". Wtedy też zaczynają pojawiać się kierowaną pod moim adresem teksty, że właśnie jestem w najlepszym wieku na wyhodowanie sobie dziecka. Czasami ktoś napomknie coś o zegarze biologicznym.

Chcesz być kobietą? Bądź matką!
Kiedy rozmowa posuwa się dalej, a ja przyznaję, że nie planuję mieć dziecka. Że ja nie chcę mieć dziecka, zaczyna się horror. Są tacy, którzy z tego powodu potrafią mnie skreślić z listy znajomych. Mój brak zapotrzebowania na potomstwo jest traktowany, jako wyrzeczenie się kobiecości. - Nie chcesz mieć dziecka? Na prawdę jesteś tak bardzo skoncentrowana na sobie? Boisz się odpowiedzialności? - pytają, a ja uśmiecham się tajemniczo i milczę. Bo nie mam zamiaru się tłumaczyć.

Moja mama i jej wzorce
Kocham matki, bo znam jedną z najlepszych mam na świecie - jest nią moja matka. Jest najlepszą mamą na świecie, choć wiem, że powiedzieć tak o swojej rodzicielce może większość ludzi na świecie (ale moja naprawdę jest najlepsza). Moja mama pokazywała mi, że macierzyństwo jest wspaniałą przygodą - czasami ekstremalną, ale w gruncie rzeczy przyjemną i zabawną. Mimo tych dobrych wzorców, nie ciągnie mnie do bycia matką.

Nie oceniajmy
Marzy mi się, aby Polki nie były oceniane w życiu przez pryzmat tego, czy są matkami i jakimi matkami są. Patrzmy na nie, jak na kobiety. Szczęśliwe, zdrowe, radosne, zapracowane i spełnione - spełnione z różnych powodów. Z powodu posiadania potomstwa, z powodu świetnej pracy, z powodu pasji.



sobota, 14 września 2013

Pięć rzeczy, które trzeba zrobić po rozstaniu

W nocy obudził mnie telefon. Zerwałam sie na równe nogi, zrzucając z kołdry dwa bardzo zdenerwowane tym faktem koty. Dzwoniła moja koleżanka, żeby poinformować mnie, że facet ją zostawił. Zrywania, rozstania, nieudane związki, powroty i wszelkie inne miłosne zawirowania to ostatnio moja specjalność. Przynajmniej tak uważa spora grupa moich znajomych. Moja koleżanka w swoim desperackim szlochu o trzeciej nad ranem zapytała mnie "i co ja mam teraz zrobić?". Nie wiedziałam, co mam jej mądrego odpowiedzieć, więc próbowałam wybrnąć tekstem, który brzmiałby, jak życiowa mądrość, wymamrotałam więc "po prostu żyj" (moje komórki mózgowe naprawdę jeszcze spały). Rano postarałam się jednak bardziej i wysłałam jej maila z listą pięciu rzeczy, które trzeba zrobić tuż po rozstaniu. 

Pięć rzeczy, które trzeba zrobić po rozstaniu:

1. Skasuj wszystkie smsy od niego. A do pudełka spakuj pamiątki po nim i rzeczy, które mogłyby Ci go przypominać. Nie przejmuj się tym, że mieszkanie stanie się nieco bardziej opustoszałe. Po pewnym czasie, gdy wygasną w Tobie te złe emocje, złość i gorycz być może wrócisz do tych rzeczy. Póki co, nie warto się tym zadręczać. 

2. Zaplanuj sobie czas! Nie pozwól sobie na leżenie i patrzenie w ścianę! Żarty się skończyły. Potraktuj koniec związku, jako nowy etap w życiu. Zacznij się uczyć hiszpańskiego, ćwicz jogę, biegaj, tańcz do muzyki z youtube, weź psa ze schroniska, przypomnij o sobie znajomym z podstawówki. Żyj! Marz! I nie patrz wstecz!

3. Zmień coś w sobie! Inaczej się uczesz, kup sobie krwistoczerwoną szminkę, zacznij chodzić na obcasach. Zrób coś takiego ze sobą, żeby Twój eks na chwilę złapał stan refleksyjny, gdy przyjdzie mu Cię spotkać. Niech zatrzyma się i powie "czy mi się wydaje, że się zmieniłaś?". 

4. Zrób sobie prezent! Niech to będzie sweterek, spódniczka, koraliki, kolczyki, nowy lakier do paznokci, płaszcz, wymarzone szpilki. Cokolwiek, ale daj sobie sama prezent. Jeśli nie będziesz dobra dla siebie, nie będziesz dobra dla nikogo. 

5. Nie rozczulaj się nad sobą zbytnio. Koniec związku to nie koniec świata. Prawdopodobnie następna relacja będzie lepsza. Jesteś świetną kobietą, znajdziesz świetnego faceta. Głowa do góry! 

I pamiętaj, żeby o właśnie skończonym związku nie myśleć tylko w czarnych barwach. Ok, może końcówka była zła, ale na pewno mieliście też dobre chwile. Za Tobą kolejny etap życia, ciesz się z niego, będziesz miała co wspominać na starość. Życie jest po to, żeby od czasu do czasu mieć złamane serce. 

 

piątek, 6 września 2013

Nie jestem utrzymanką, oj nie!

Zdecydowanie nie jestem utrzymanką. Nigdy nie byłam i choć nie lubię z całą pewnością mówić o przyszłości, to w tym przypadku jestem pewna - nigdy utrzymanką nie będę. Używając słowa utrzymanka mam na myśli kobiety, które żyją z tego, że są czyimś dziewczynami, narzeczonymi, żonami, kochankami. Wydaje Wam się, że takich kobiet jest niewiele, że słyszy się o nich jedynie w telewizji. Nic bardziej mylnego. Jest ich mnóstwo. Znam sporo kobiet, które regularnie zadają pytanie swemu lubemu "kupisz mi to?". Zachodzę w głowę, dlaczego tak robią i jak się z tym czują. Mówiąc całkiem poważnie, ja czułabym się wstrętnie. On nie jest maszynką do zarabiania pieniędzy. A my - kobiety - nie jesteśmy robotami do ich trwonienia. Bycie zależną od faceta finansowo sprawia, że większość wpada w pułapkę i jest zależna w każdej kwestii. Piszę o tym nie dlatego, że lubię wyzłośliwiać, a dlatego, że obecnie jestem świadkiem bardzo smutnej historii, w której główną rolę gra utrzymanka.
Utrzymanka poznała swojego faceta jakieś pięć lat temu. Zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia, bo był piękny, mądry i bogaty. Szybko postanowili przypieczętować swoją miłość sakramentalnym tak. Ślub był wytworny. Bardzo wytworny. Potem pojechali w podróż poślubną do Wenecji. Wrócili z dobą nowiną. Dziecko. Kiedy utrzymanka była w ciąży on ją rozpieszczał. Zresztą on ją zawsze rozpieszczał. Kupili piękny, duży dom na przedmieściach. Dziecko przyszło na świat. Było piękne i mądre. I bogate. A potem zaczęło się psuć. Bo dziecko płakało i miało alergię na wszystko. Ona siedziała całe dnie w domu. W swoim szarym dresie. On jeździł do pracy. Coraz dłużej w niej przebywał. W końcu ona natknęła się na jego smsy do jakiejś Bożeny. Kochał tamtą Bożenę i teraz ją chciał rozpieszczać. Utrzymanka wpadła w panikę. On chce się rozwieść i płacić alimenty na dziecko. Jej każe iść do pracy. Ona pracować nie chce, nie umie. Nigdy przecież nie pracowała. Mieszka nadal u niego. I patrzy, jak on wychodzi z Bożeną.  
Moja znajoma nie spodziewała się, że skończy w szarym dresie z odrostami na głowie. Była pewna, że bajkowe życie trwać będzie do końca życia. Nie udało się, a ona nie tylko nie miała planu "b", ale też nie umiała go stworzyć i zrealizować.
Kobieto, jeśli nie masz pieniędzy, to nie masz prawa ich wydawać. Idź do pracy, jeśli dotąd tego nie robiłaś i czekałaś aż on w zębach przyniesie ci gotówkę. Pracuj więcej, jeśli nie wystarcza ci pieniędzy na ukochane kosmetyki i sukienki. Szanuj się!
Facecie, nie daj sobie wmówić, że Twoja rola w związku ogranicza się do zapewnienia bytu materialnego wybrance.

sobota, 31 sierpnia 2013

Pierwsze randki, czyli okropne nudności

Chodzenie na pierwsze randki jest okropnie nudne. Okropnie, ale to okropnie nudne. Masz wrażenie, że ciągle dzieje się to samo. Zauważyłam, że stali bywalcy pierwszych randek lepiej znają imiona kelnerek w restauracjach niż kolejno zmieniające się imiona swoich potencjalnych lubych. Ciągle to samo, ta sama kawiarnia, kino, spacer w parku, promenada, molo, włoska restauracja, chińska restauracja. Jestem pewna, że gdyby nie pierwsze randki, na świecie byłoby zdecydowanie mniej singli.
Ej, nie bądźmy na pierwszych randkach tak bardzo zachowawczy i konserwatywni. Wystarczy odrobinka kreatywności i jestem pewna, że będzie fajnie i wesoło. I jeśli nawet pierwsza randka nie zakończy się sakramentalnym tak, to być może okaże się, że zostaniecie przyjaciółmi? A w tej przyjaźni zostaniecie zapamiętani, jako ktoś wyjątkowo oryginalny i pomysłowy. Zapytałam kilka osób, kobiet i mężczyzn, gdzie chcieliby spędzić swoję pierwszą randkę z ukochaną osobą. A to ich propozycje:
1.) randka według Miśki: ścianka wspinaczkowa (można sprawdzić, czy partner jest wysportowany)

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Jak moja stara ciotka facetów zdobywa

Moja sędziwa ciotka ma zwyczaj powtarzać mi (a raczej "mawiać", bo sędziwe ciotki nie mówią, one mawiają), że trzeba być w ciągłej gotowości, bo nigdy nie wiadomo, czy za rogiem nie stoi ta prawdziwa miłość. Mawiała mi tak, nawet gdy byłam w związkach. Oburzałam się wtedy:
- No ale, ciociu, a jeśli ja już poznałam prawdziwą miłość!
A ciotka mrugała do mnie figlarnie i śmiejąc się mówiła:
- Ja ci tylko radzę, uważaj!

Uważanie ciotki polegało na kilku zasadach:
1. Zawsze bądź czysta. Piękna. Pachnąca. Włosy mają być uczesane. Paznokcie śliczne. Najlepiej pomalowane na klasyczną czerwień. 
2. Bądź skromna, ale znaj swoją wartość. Nie pyskuj, ale ripostuj. Nie wymądrzaj się, ale też nie siedź cicho, jak mysz pod miotłą. Nie mów zbyt dużo!
3. Uśmiechaj się. Dużo i często. Nigdy nie wiesz, kto zakocha się w Twoim uśmiechu. Zresztą pamiętaj, niemal automatycznie "ciągnie się" do osób pozytywnych, radosnych i wesołych.
4. Nie chichocz głupkowato. (Zawsze poznaję po śmiechu kobiet, że są na pierwszych randkach. Ten śmiech jest nerwowy i desperacki. On mówi "mam na imię Rafał", a ona się śmieje. Jezu, nie idźcie tą drogą, Kobiety!)

piątek, 16 sierpnia 2013

Słucham Cię, och-ach jak ja Cię słucham - podrywanie cz. 1

Podrywanie facetów jest proste. Przypominam sobie teraz o tym, na nowo móc ich podrywać. Wykorzystuję moje stare, sprawdzone techniki i z cwaniackim uśmieszkiem na twarzy stwierdzam, że moje techniki nadal działają. Moją ulubioną jest technika, którą nazwałam roboczo "słucham Cię, och-ach jak ja Cię słucham".
Słucham Cię, och-ach jak ja Cię słucham to technika, w której tak naprawdę niczego nowego nie odkrywam. O tym, że nowo poznaną osobę należy poznać, a zatem też wysłuchać wiedzą wszyscy. Ale nie można zapominać, że jest słuchanie i Słuchanie. Od nas zależy, jak to słuchanie będzie wyglądało. Słuchając faceta-podrywanego staram się przestrzegać kilku zasad:
- poświęcam mu maksimum uwagi; to on na czas tej rozmowy jest epicentrum. Fakt niektórych to peszy, niektórzy tego nie lubią, ale raczej większości to schlebia i szybko zaczynają się odnajdować w tej sytuacji. pamiętam faceta, który po takim seansie jak na kozetce u psychoterapeuty powiedział mi: "zachowałem się, jak kobieta, cały czas mówiłem o sobie". I choć był trochę zażenowany tą odwróconą rolą społeczną, to później wysłał mi smsa, w którym podziękował mi za możliwość wygadania się. Oni naprawdę nie robią tego zbyt często. 
- podczas tego wysłuchiwania faceta staram się pokazywać mu, że zwyczajnie mnie interesuje, o czym do mnie mówi. Pomaga mi w tym założenie, że nie ma nudnych ludzi. Każdy ma coś w sobie i fajnie jest się do tego dokopać. Nie przytakuję głupkowato. Nie wybucham śmiechem, kiedy nie mam takiej ochoty lub - co gorsza - gdy nie wiem, co powiedzieć. Zamiast tego zadaję pytania pomocnicze: jak długo tam byłeś?, jacy tam są ludzie?, naprawdę lubisz ten zespół?, itp.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Zestaw myśli po rozstaniu

Po rozstaniu pojawia się w mózgu zestaw myśli:
 To wszystko moja wina! -> Mogłam być dla niego lepsza! -> Za słabo się starałam.-> Zadzwonię do niego, przeproszę, wróci do mnie... -> W życiu nie zadzwonię, niech spada! -> Nie zasłużył na mnie! -> Był totalnym debilem! -> Nienawidzę go! -> Kocham go! -> Dlaczego on mnie zostawił? -> Oddam mu wszystkie rzeczy od niego! -> Nie oddam, niech spada! -> Pewnie ma kogoś nowego! -> Nienawidzę go!
-> Zadzwonię do niego! -> W życiu już się do niego nie odezwę!!! -> Ciekawe w czym ta nowa jest lepsza ode mnie! -> Pewnie byłam za gruba! -> Przecież fajna ze mnie dziewczyna! -> Boże, dlaczego mi to zrobiłeś? -> Zapiszę się na kurs języka szwedzkiego -> Umrę z bólu, tęsknię za nim -> Był idiotą i bałaganiarzem -> Świetnie całował -> Krzyczał na mnie podczas jazdy samochodem -> Był głupi -> Był wspaniały...

I tak w kółko. Boli głowa, boli wszystko. Ludzie klepią po ramieniu i mówią, że będzie dobrze, że się ułoży, że trzeba czasu. W sumie to nawet wierzę, że tak jest. Tylko potem przychodzą długie noce. Spod łóżka wychodzą te wszystkie myśli, które rano zakrzyczane były pracą. Myśli siadają naprzeciwko mnie i śmieją się w głos.

Fajnie, że jest praca, która te myśli zagłusza. Fajnie, że są przyjaciele, którzy wyciągają mnie za uszy do świata i pokazują, że ten świat mimo wszystko jest super.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Całuję się, patrzę i parskam śmiechem!

Przypomniała mi się pewna zabawna historia sprzed lat. Historia działa się na ławce w parku. Całowałam się z pewnym facetem. Był uroczy. W pewnym momencie tego całowania postanowiłam, że otworzę oczy. Jak ja coś postanowię, to zawsze to robię. Otwieram zatem te oczy, całuję się i patrzę sobie na niego, jak on mnie całuje. Ludzie, jakie to jest śmieszne! Twarz człowieka z takiego bliska, w tak dziwnym grymasie, jest tak śmieszna... Że oczywiście parsknęłam śmiechem.
A on na to: co cię tak bawi? No to ja odpowiadam dyplomatycznie: a nic, coś mi się przypomniało. Chłopak lubił się całować, więc szybko porwał mnie dalej, przywierając do mnie ustami. Pomyślicie, że jestem idiotką, ale ja oczywiście - buch! - i znowu te oczy otwieram i patrzę na niego. Parskam śmiechem po raz drugi. No to już nie było za bardzo jak się tłumaczyć, więc przyznaję mu się uczciwie: bo jak się całowaliśmy, to ja miałam otwarte oczy. Spojrzał na mnie, jakbym właśnie mu powiedziała, że żywię się ludzką krwią. - Przestań - odpowiedział i znowu przyciągnął mnie do siebie. Jak się pewnie domyślacie, zrobiłam to po raz trzeci. I jak to się mówi, do trzech razy sztuka. Po trzecim razie się wkurzył. Ale warto było, to takie śmieszne!

wtorek, 30 lipca 2013

Z ostatniej chwili! Holi została porzucona

Korci mnie zamontować sobie kamerkę i zaprosić Was do reality show z mojego życia. Mielibyśmy relację live z rozstania. Moje rozstania, ma się rozumieć. W sumie to trochę oszukuję, bo to nie było "rozstanie". To było zostawienie. Zostawienie mnie, ma się rozumieć.

piątek, 26 lipca 2013

Jestem Holi i mam czarne poczucie humoru.

Ktoś ostatnio powiedział "Holi, jakie Ty masz czarne poczucie humoru". Mam czarne, jak smoła. Zrozumiałam to, kiedy przeglądałam moje rysunki. Strach się bać i w ogóle.


czwartek, 25 lipca 2013

Świat bez facetów - 10 powodów, dla których byłby idealny

Świat bez mężczyzn nie byłby idealny. Byłby bardziej niż idealny. Byłby cudowny, pozbawiony trosk, zmartwień, głupich obowiązków. Byłby światem radości, wolności i świętego spokoju. O to lista dziesięciu powodów, dla których byłoby cudownie. 

1. Nie byłoby wojen, ani żadnych konfliktów zbrojnych. Wyobrażacie sobie, że kobiety celują do siebie z broni? Albo, że strzelają z armaty? Że czołgiem jeżdżą?! Nie ma takiej opcji. My byśmy usiadły przy okrągłym stole, zaparzyły dobrą herbatę i porozmawiały po ludzku i do rzeczy. 
2. Nie kłóciłybyśmy się o facetów. A zatem nawet nie wiedziałybyśmy czym jesteś zazdrość. Nie byłoby przechwalanek, który mąż jest lepszy. Ani też lamentów, który jest gorszy. 
3. Skończyłyby się nasze kompleksy. Czy w ogóle chciałoby nam się co dzień rano malować? A po co to komu? 

poniedziałek, 15 lipca 2013

Lista zasad, które sprawią, że życie będzie szczęśliwsze

Jest poniedziałek, a wszyscy wiemy, jakie są poniedziałki. Mam dla Was poniedziałkowy prezent. Podaruję Wam listę zasad, które sprawią, że Wasze życie będzie szczęśliwsze.

niedziela, 14 lipca 2013

Polacy w związkach dziadzieją

Polacy w związkach dziadzieją*. W otoczeniu każdego z nas są pary, które krótko po tym, jak poznały lubego/lubą zaczęły funkcjonować, tak jakby ich życie dobiegało końca. Skąd to się bierze? Cóż, powodów jest cała masa.
Po pierwsze, Polak w związku myśli, że teraz już wszystko, co najważniejsze ma. Polacy to skończeni romantycy. Ich zdaniem znalezienie drugiej połówki to szczyt szczęścia. Dlatego "związkowcy" w naszym kraju nigdy nie zrozumieją ludzi, którzy na pierwszym miejscu stawiają pracę, podróże lub swoją pasję. Związek jest najważniejszy i basta!
Po drugie, Polacy przywołując na myśl pojęcie "związek" niemal automatycznie przywołują drugie pojęcie "stabilizacja". Stabilizacja w polskim wykonaniu jest jednak szalenie nudna i opiera się na strasznie uproszczonych schamatach.
Po trzecie, nasi rodzice. Ta nuda związana z byciem w związku jest przenoszona w Polsce jak choroba dziedziczna. Gdy mamy naście lat zaklinamy się, że nasz związek nie będzie wyglądał, jak związek naszych rodziców, a potem jest jak jest.
A czasami jest naprawdę dramatycznie. Znam dwudziestoparolatków, którzy żyją według pewnego łańcuszka:

środa, 10 lipca 2013

Lista rzeczy do zrobienia w życiu, czyli czas się wziąć do roboty

 Znalazłam moją "Listę rzeczy do zrobienia w życiu". I stwierdzam,, że mam sporo roboty. Czy tylko ja robię takie listy? 


  1. Będę dobrą dziennikarką.
  2. Napiszę książkę.
  3. Założę własną firmę. I będę szefową.
  4. Będę w szczęśliwym związku lub będę szczęśliwą singielką.
  5. Będę dobrą córką, siostrą, przyjaciółką.
  6. Przeczytam sto najważniejszych książek świata.
  7. Będę specjalistką od gender studies.
  8. Będę pozytywną bohaterką artykułu napisanego przez poczytny, ogólnopolski tygodnik lub miesięcznik.

sobota, 6 lipca 2013

Nie panikujmy, wyluzujmy

Kurcze, kobiety! Kurcze, Polki! 
Wiecie, że podobno strasznie panikujemy? Że przeżywamy na zapas? Że zamartwiamy się bez sensu? Że niszczymy zdrowie swoje i innych ubolewaniem nad każdym drobiazgiem, który nam nie pasuje?














Obiecajmy coś sobie! Obiecajmy sobie, że:
1. Nie będziemy przeżywać, gdy podczas remontu pęknie płytka albo drzwi wypadną. Wdech i wydech, wszystko można naprawić, a dom to nie muzeum. Nie stresujmy się tym, że komuś nie spodoba się fiolet na ścianie. Nam się ma podobać.
2. Nie wpadniemy w panikę, gdy facet nie odpowie na smsa w sekundę po tym, jak do niego napisałyśmy.
3. Nie będziemy torturować naszych dzieci, żeby miały lepsze oceny i były lepszymi sportowcami niż dzieci sąsiadów albo znajomych. Niech te dzieciaki będą przede wszystkim szczęśliwe.
4. Nie zrobimy awantury, gdy nasz facet wróci z wieczoru kawalerskiego z tatuażem. Wszystko przecież można jakoś wyjaśnić...

wtorek, 2 lipca 2013

Do pań singielek

Kochane Singielki!
Piszę do Was, bo Wam okrutnie zazdroszczę stanu, w którym jesteście. Obojętnie, czy jest to Wasz świadomy wybór, czy bardziej fakt, któremu musicie sprostać, jesteście niesłychanymi szczęściarami! Uwierzcie w to! Przyglądam Wam się i mrużę oczy, żeby nie oślepnąć od blasku, który od Was bije.
Singiel to nie stan cywilny, to styl życia.  Jesteście wolne i o wszystkim decydujecie same. Nikt mi nie wmówi, że w związku można o wszystkim decydować samodzielnie (jeśli tak jest, musicie mieć świadomość, że czasami krzywdzicie swojego partnera - no chyba, że ten ma paniczny lęk przed podejmowaniem decyzji i robicie mu wielką przysługę). Singiel to szaleństwo w czystej postaci. Trudno jest - będąc w związku - wyjechać na drugi koniec Polski, nikomu o tym nie wspominając. Jeszcze trudniej jest być pracoholikiem lub maniakiem swojej pasji, gdy partner wisi Ci nad głową i jęczy, żebyś zwróciła mu choć moment uwagi.
Singielko! Nie czuj się, jak piąte koło u wozu, gdy tylko Ty przyszłaś na imprezę bez partnera. To nie zmienia faktu, że jesteś członkiem grupy społecznej i że brak posiadania partnera nie wyklucza Cię z niej. Nie słuchaj, gdy ktoś zapyta o Twój wiek, po czym doda "a Ty nadal bez męża?!". I co z tego? Równie dobrze Ty mogłabyś spytać "a Ty dalej z tym samym facetem?".
Nikt nie ma prawa Was oceniać i przyklejać Wam łatek jedynie dlatego, że jesteście same. Nie dajcie się! Jestem z Wami!
Holigoli

sobota, 15 czerwca 2013

Facet to nie służąca

- Otworzysz mi butelkę z wodą?
- Wniesiesz mi to na górę?
- Przyniesiesz mi to?
- Podasz mi tamto?
- Naprawisz suszarkę?
- Wniesiesz rower po schodach?
- Zakręcisz słoik?
- Poniesiesz moją torebkę?
- Posterczysz pod przymierzalnią pół godziny, jakbyś był moim cieciem?
- Poszukasz mojego telefonu?*

Przysłuchuję się z dużą uwagą poleceniom wydawanym przez otaczające mnie kobiety i przyznaję, że jestem przerażona. Ręce i nogi opadają. Wiele kobiet mówi, że to ród męski traktuje je przedmiotowo. Ostatnio, przyglądając się otaczającym mnie relacjom mam wrażenie, że jest dokładnie odwrotnie. Tymi zahukanymi, bezbronnymi istotami, które kompletnie nie wiedzą, co ze sobą począć są częściej faceci.
Kobiety! Faceci nie są Waszymi psami zaprzęgowymi, służkami, osobistą ochroną, darmowymi niewolnikami. Nie tędy droga! Zanim wydacie mężczyźnie kolejne polecenie, pomyślcie o facecie, jak o człowieku.


*Wszystkie wypowiedzi to żywcem skradzione cytaty z moich koleżanek i znajomych. Zebrane w okresie od 4 do 13 czerwca. Za dostarczenie tych materiałów - dziękuję.

wtorek, 4 czerwca 2013

Mieć przyjaciela. Być przyjacielem

Jeśli już się przyjaźnię, to po męsku. Lubię konkrety. W przyjaźni też. Relacje typu "jesteśmy słodkimi przyjaciółeczkami" odpadają u mnie w przedbiegach. Nie ma buziaczków, czułych słówek i patrzenia sobie głęboko w oczy. Jest za to stanowczość, dużo śmiechu i prawda w oczy. Ci, których już mogę określić mianem przyjaciela akceptują ten układ w pełni. Chyba dlatego, że są do mnie zwyczajnie podobni.

Chyba się starzeję, bo ostatnio obsesyjnie myślę o tym, kto jest moim przyjacielem. Kogo będę mogła tak nazwać za pięćdziesiąt lat. Kto mnie nie zawodzi. A kto umie mi wybaczać. Z tych wszystkich rozważań wyszedł mi jeden wniosek. Przyjaźń jest między dwoma osobami wtedy, gdy obie te osoby spełniają dwa warunki:
1. są dla siebie przyjaciółmi
2. mają w sobie przyjaciół

Mieć przyjaciela to fenomenalne sprawa, bo jest do kogo zadzwonić nad ranem, gdy któryś tam z facetowatych złamie serce. Albo gdy samochód się zepsuje w środeczku jakiegoś szczerego pola. Albo gdy po prostu człowiek chce trochę pomilczeć, ale dla odmiany w towarzystwie. Mieć przyjaciela to mieć pewniaka, że gdy już opróżnimy w smutku butelkę wina, twarz przyjaciela pojawi się na dnie tej butelki i powie nam "głowa do góry, ale nie zbyt energicznie, bo będziesz miał kaca". 

Być przyjacielem jest znacznie trudniej. Trzeba pamiętać o milionach spraw. Żeby się zapytać, czy się dobrze czuje, czy ma uśmiech na twarzy, czy katar przeszedł, czy egzamin zdany. Trzeba umieć słuchać. Wysłuchiwać czasami kompletne dyrdymały, frazesy, pomsty na męża, litanie, wyrzuty, żale, monologi nieskończone.  

Gra polega na tym, aby jednocześnie być przyjacielem i mieć przyjaciela. Warto w to grać. 





niedziela, 2 czerwca 2013

Zanim zaczniesz do mnie mówić, przestań być takim typowym mężczyzną

Przeanalizowałam kilka męskich zwrotów, które niemalże lub praktycznie rozbijały moje związki. Faceci czasami używają takich zdań, od których my-kobiety dostajemy spazmów. Na większość z tych pytań nie ma odpowiedzi. Na stwierdzenia nie ma słów. Na męską naiwność i zapewnienia, że oni nie chcieli "nic złego przez to powiedzieć" też trudno znaleźć wytłumaczenie. Podejrzewam, że strzelają sobie w kolano (i to w tak prymitywny sposób) jedynie dlatego, że nie poświęcają minuty czasu, aby POMYŚLEĆ.
Poniżej przedstawiam Wam moją listę zwrotów-killerów.

czwartek, 30 maja 2013

Męskie wieczory niech będą męskimi

- Jesteś zołzą - wycedził On przez zęby.
- Jestem taką zołzą na jaką sobie zasłużyłeś - wykrztusiłam z głębi siebie i w głowie przybiłam sobie piątkę. Kolejne genialne zdanie! Ba! Kolejna życiowa sentencja. Odnotowałam ją w pamięci, co by tutaj potem ją zapisać.
On powiedział, że jestem zołzą, bo po raz enty wypomniałam mu, że na ostatniej męskiej imprezie pojawiły się kobiety. Też tak macie? Wasz facet idzie na męski wieczór. Mają tam być sami faceci. Mają pić piwo. Rozmawiać o motoryzacji i gitarach. I zawsze, któryś z facetów się wykrusza i przyprowadza swoją pannę. Dodam, że mój facet nigdy się nie wykrusza. On na męskie imprezy chadza sam, jak pan bóg przykazał.

poniedziałek, 20 maja 2013

Cztery trudne przypadki

Znam cztery tragiczne przypadki kobiet. Czy Wy też znacie takie lub podobne historie?

Głupia Numer Jeden nie kocha faceta, z którym się spotyka. Jest z nim, bo zimą zabrał ją na narty. I teraz czułaby się głupio, mówiąc mu "goodbye".

Głupia Numer Dwa ma problem, bo nie ma faceta. Upija się co weekend, żeby wylądować w ramionach przypadkowego mężczyzny w jakieś podejrzanej dyskotece. Następnego dnia nie chce o tym pamiętać.

Głupia Numer Trzy nie wychodzi z domu. Straciła nadzieję, że ktokolwiek może chociażby na nią spojrzeć. Poświęciła życie na analityczne rozkodowywanie charakterów "Pierwszej miłości".

Głupia Numer Cztery uwierzyła, że ma zwierzęcy magnetyzm. Przyciągnęła nim  już dwie ofiary. I tak je wodzi za nos od kilku miesięcy. Jest z tego dumna.


sobota, 11 maja 2013

Usprawiedliwienie Holigoli

Ludzie! A właściwie: Kobiety!
Piszę magisterkę. Wracam za tydzień! Trzymajcie za mnie kciuki! I korzystajcie z pięknych, majowych dni!
Wasza - przepraszająca za długą nieobecność - Holigoli

sobota, 13 kwietnia 2013

Co z tym zakochaniem?

Dzisiaj na tapetę idzie stan zakochania. Zakochanie to początkowa faza miłości, objawiająca się utratą logicznego myślenia, beztroskim pojmowaniem rzeczywistości, brakiem poczucia czasu i oczami, które zaszły mgłą. Prędzej, czy później stan ten się kończy, bo zakochanie jest jak zażycie narkotyku lub spożycie alkoholu. Trochę trwa, ale ma swój kres. Naszym zadaniem jest zrobić wszystko, żeby bo zakończeniu stanu zakochania nie czuć kaca. Co więcej, żeby nie kończyć wszystkiego, tylko dlatego, że zakochanie minęło. Mądre, doświadczone kobiety i dziewczyny wiedzą, że tuż po zakochaniu przychodzi namiastka dojrzałej miłości. To może wydawać się durne, ale są sposoby, które pozwalają zniwelować strach podczas przechodzenia z jednej fazy do drugiej. Nikt przecież nie lubi rzucać się główką do nieznanego zbiornika (a przynajmniej nie powinien lubić, bo to bardzo niebezpieczne).

czwartek, 11 kwietnia 2013

Chorowanie, przeglądanie zdjęć, użalanie się

Wracam po długiej przerwie. Nie mogę powiedzieć, żebym była specjalnie wypoczęta i pełna energii. Wręcz przeciwnie. Jestem skacowana, struta i przeziębiona, ale to kara jaką przyszło mi płacić za weekendowe szaleństwa. To był szalony, zakręcony weekend, podczas którego zrozumiałam, że:
1.) facet, z którym jestem jest najbardziej wyrozumiałym facetem z jakim do tej pory byłam, 
2.) moja mama umie wyczuć przez telefon, że jestem pod wpływem, 
3.) prawdziwy przyjaciel nie opuści cię, gdy zamroczona zalegniesz przy stoliku w klubie, 
4.) prawdziwi przyjaciele potrafią wymienić się butami, jeśli zachodzi taka potrzeba, 
5.) po trzeciej w nocy nie wolno dzwonić i wysyłać wiadomości,

środa, 27 marca 2013

Moje pozytywy, czyli dobra energia w kilku punktach

To był genialny pomysł, za który dziękuję iw-nowa. Nie podejrzewałam, że wymyślenie dwudziestu pozytywów pójdzie mi tak sprawnie, a przede wszystkim, że sprawi mi to aż tyle radości. Polecam wszystkim. Rewelacyjna zabawa. I zachęcam do lektury pomysłodawczyni całej pozytywnej akcji http://iw-od-nowa.blogspot.com/2013/03/zamiast-narzekac-wymysl-10-pozytywow.html#comment-form

1. Moja rodzina, moi znajomi, moje koty i ja - wszyscy jesteśmy zdrowi.
2. Robi się coraz cieplej, wkrótce zacznę biegać.
3. Jem właśnie zajączka z czekolady, który jest tak dobry, że aż płakać się chce ze szczęścia.
4. Mój szef poklepał mnie dziś po ramieniu i optymistycznie orzekł "ciągle nas zaskakujesz, oby tak dalej" (chyba pozytywnie zaskakuję).
5. Mój dwudziestoletni brat nie pożyczył ode mnie ani złotówki w ostatnim miesiącu.
6. Za cztery dni wyśpię się za wszystkie czasy.
7. Ostatnio usłyszałam, że jestem sympatyczna.
8. Dziś ugotuję sobie makaron ze szpinakiem, który jest tak pyszny, że wystarczy, że o nim myślę, a już jestem okropnie szczęśliwa.
9. Dzięki pisaniu bloga poznałam kilka fantastycznych kobiet, które wzbogacają krajobraz mojego życia (szczególne pozdrowienia dla: Małgorzaty Południak, iw-nowa oraz Jyotika)
10. Za tydzień spędzę weekend w górach, w towarzystwie tak zbzikowanych i pozytywnych ludzi, że aż strach! (Agnieszko, czujesz to?)
11. Facet, z którym jestem, naprawdę myśli, że jestem najlepsza na świecie i nie mam zamiaru zachęcać go do myślenia w inny sposób.
12. Jestem bardziej zorganizowana niż jeszcze kilka miesięcy temu.
13. Zauważyłam pierwsze zmarszczki pod oczami. Są bardzo seksi.
14. Mój kot, Trelek uważa, że jestem jego kumpelą i miauczy na mnie, żebym posiedziała z nim na parapecie.
15. Ciągle wierzę, że na świecie pewnego dnia zapanuje pokój.
16. Mam taką cudowną, dobrą babcię, że głowa mała.
17. Przyjaźnię się z ludźmi z pracy.
18. Na nowo odkryłam smak cappuccino.
19. Interesuję się przynajmniej dziesięcioma różnymi dziedzinami nauki.
20. Wiem, że gdyby stało mi się coś złego, nie zostanę z tym sama.

Polecam robienie takich list. To naprawdę nakręca. :)

piątek, 22 marca 2013

Płakać każdy może...

Umówiliśmy się ze znajomi. Facet, z którym jestem miał wpaść po mnie wieczorem. To był jeden z tych dni, które mniej chcę zapamiętać. Już od rana wszystko wydawało mi się nieco gorsze i bardziej szare niż zazwyczaj. Wieczór miał być chwilą oddechu i relaksu.
Najpierw długo stałam przed szafą, kombinując w co by tu się ubrać. Potem długo robiłam makijaż. Coś ciągle było nie tak. Ale mimo tych drobnych, nic nie znaczących trudności, wyrobiłam się przed czasem. Nie próbując już nawet walczyć z uzależnieniem od internetu, włączyłam komputer. Poczta przypomniała mi natychmiast, że nie odebrałam ostatniej wiadomości. Klikam w kopertkę. Otwieram wiadomość od przyjaciółki K.

czwartek, 21 marca 2013

Jeśli nie wiesz, czy kochasz - sposób na miłosne pytajniki

Pisałam o tych wątpliwościach i tak sobie pomyślałam o moim sposobie na miłosne pytajniki. Mam ich kilka w sumie, ale wszystkie bazują na jednym elemencie - WYOBRAŹNI. Jeśli nie wiem, czy facet, z którym się aktualnie spotykam jest odpowiednim facetem, uruchamiam wyobraźnię.

Sposób 1
Wyobraź sobie, że on jutro wyjeżdża. Właście Ci powiedział, że jedzie do Stanów i nie będzie go przez najbliższy rok (hahaha - a wizę to skąd ma? To tylko wyobraźnia zresztą). Wyobraź sobie tę sytuację, a przede wszystkim to, co czujesz, gdy on mówi Ci niskim, chropowatym głosem "muszę Cię opuścić". Jeśli chce Ci się ryczeć, to raczej nadal darzysz go wielkim uczuciem.

Sposób 2
Wyobraź sobie, że Cię informuje o zdradzie. Jeśli czujesz w tej imaginowanej sytuacji złość, to dobrze, raczej go kochasz (albo jesteś szczególnie temperamentną istotą). Jeśli czujesz obojętność, może Wasze uczucie lekko wygasa?

Sposób 3
Wyobraź sobie siebie za dziesięć, a może nawet dwadzieścia lat. Jeśli nie ma dla niego miejsca w tej imaginacji, to też raczej jest kiepskawo.

Sposób 4
Pomyśl, jak wygląda facet, z którym chciałabyś spędzić resztę życia. Jeśli choć minimalnie przypomina faceta, z którym obecnie jesteś, to daj mu jeszcze szansę. A przede wszystkim pogadaj z nim otwarcie. Powiedz mu o tych wątpliwościach, on jest najodpowiedniejszą osobą do ich rozwiania.

O co chodzi z tymi wątpliwościami?
Nasze babcie powiedziałyby, że to wymysł osób, które mają za dużo czasu. Czasu to my mamy jednak zdecydowanie za mało i stąd też czasem te wątpliwości. Żyjemy szybko i intensywnie. Czas na nasze prywatne życie często ograniczamy do niezbędnego minimum, dlatego chcemy mieć też sto procent pewności, że to prywatne życie jest naprawdę idealne. Idealnym nigdy nie będzie i o tym warto pamiętać. Nie obwiniajmy się, że w naszej głowie pojawiają się pytajniki. Rozmawiajmy o nich, wałkujmy do upadłego. Aż w końcu oswoimy je i zlikwidujemy.

wtorek, 19 marca 2013

Szklanka (z tabsami) do połowy pełna, czyli kobieta szuka pozytywów

Z cyklu rozmowy kobiece:

Kobieta nr 1: Na co łykasz te tabletki?
Kobieta nr 2: Na ból brzucha, boli mnie bardzo...
Kobieta nr 1: Ale to jest na zatoki lek!
Kobieta nr 2 (po uważnym zapoznaniu się z opakowaniem leku): A faktycznie... Ale to nic, zatoki też mi kiedyś dokuczały.


Facet, który miał wątpliwości

Śnieg zasypało moje miasto, ale jakoś przestaje mnie to ruszać. Na poważnie zaczęłam wierzyć, że w Polsce nigdy nie było ciepło, za to zawsze była zima. Natykając się w szafie na letnie sukienki albo krótkie szorty pękam ze śmiechu. Nie o tym jednak dzisiaj...
Śnieg zasypał moje miasto. Pytajniki i wątpliwości zasypały natomiast serce mojej przyjaciółki. Sprawa jest skomplikowana i złożona, ale w największym skrócie wygląda tak: Ona ma wątpliwości, bo jeszcze niedawno on miał wątpliwości.
- Czy facet nie może mieć wątpliwości? - zapytałam jej.
- Oczywiście, że nie! - odpowiedziała zszokowana moim pytaniem.
Podrapałam się w głowę. Przecież Ona wątpliwości miewała regularnie. Ciągle zastanawiała się głośno, czy ten On to na pewno ten On. Mówiła mu o tym również.

poniedziałek, 18 marca 2013

Nic dodać, nic ująć...


Byle do wiosny i do miłości

Zima trwa już zdecydowanie za długo. Prawie tak samo za długo, jak mój katar i kaszel (stąd ta nieobecność na blogu). Myślę sobie nawet, że mój stan nie poprawi się tak naprawdę dopóty dopóki za oknem nie pojawi się prawdziwa wiosna.
Wszystkim nam wiosna jest potrzebna. Szczególnie związkom. Patrzę teraz na moich znajomych, tułających się na co dzień w parach. Patrzę i nie mogę się nadziwić, jak bardzo destrukcyjnie zima na nich wpływa. Warczą na siebie, irytują, poganiają, złoszczą, przedrzeźniają, grożą, szantażują emocjonalnie, znowu trochę powarczą, żeby w końcu z płaczem wyznać, że nie wiadomo o co chodzi, że to przez przypadek, że ten krzyk, ta złość to kompletnie niepotrzebne były. Mówię Wam, przyjdzie wiosna i będzie normalnie. Znów maślane spojrzenia rozpikselują nam wszechświat. Ukochany będzie ukochanym nie tylko z nazwy. Zaczniemy się uśmiechać do siebie głupkowato. Nasze ręce spleciemy ze sobą, złączeni cukrem ze zjedzonej przed chwilą waty cukrowej. Komary nad rzeką wyśpiewają nam marsz Mendelssohna. I tak jakoś nam będzie dobrze, miłośnie, a przede wszystkim ciepło!
Byle do wiosny!

środa, 6 marca 2013

Wiosenne miłostki to złe miłostki?

Dzisiaj po raz pierwszy moje lico, blade jak zupa mleczna, zostało dotknięte promieniem słońca. Nie będę ukrywać, że przyjemne to było uczucie. Krótko po nim przypłynęło sto tysięcy innych uczuć wywołanych tym słońcem. W moim życiu bowiem to właśnie wiosną najczęściej działo się dużo pozytywnych rzeczy. Często też tych związanych z ruchami w okolicach serca.
Nie da się ukryć, że wiosną jesteśmy bardziej skłonni zmienić swoje życie, co czasami przejawia się tym, że wpuszczamy  kogoś do naszego życia i pozwalamy mu się w nim zagościć. Ma na to wpływ mnóstwo czynników. Wychodzimy z domów, na ulicach nie mijamy już ludzi okutych w warstwy kurtek, szalików i swetrów, ale widzimy ludzi uśmiechniętych, z rozwianymi włosami, zarumienionymi policzkami. Patrzymy na świat z poczuciem, że nie jest on taki zły, jak jeszcze wydawało nam się kilka tygodni temu, gdy przeklinaliśmy co dzień pod nosem odśnieżając podwórko. Teraz, wiosną widzimy szansę na to, że możemy wszystko. I wtedy też jesteśmy skłonni się zakochać. Nie ma nic lepszego niż wiosenna miłość. 
No dobra, jestem Holigoli muszę włożyć kij w mrowisko. Nie ma niczego głupszego niż poddanie się wiosennemu zauroczeniu. Nie róbcie tego! Te pierwsze wiosenne dni to czas, w którym powinniśmy być szczególnie uważni. Bo to też czas, gdy nikt z nas nie jest sobą. Ludzie wariują i świrują pod wpływem słońca, ciepła i zieleni, która powoli zaczyna dominować w krajobrazie za oknem. Patrzymy wygłodniałym wzrokiem na pierwsze odsłonięte ramiona, szyje, łokcie, kolana. Ach, gdzie te wszystkie części ciała podziewały się zimą? Już nie umiemy tak dobrze koncentrować się na pracy, bo przecież tyle rzeczy nas rozprasza i dekoncentruje - a to motylek, a to biedronka... No i się nie da, przyroda zmusza nas do tego, abyśmy upatrzyli sobie ofiarę i rozkochali ją w sobie. Zakochujemy, uzależniamy od siebie i jest klops, bo całkowicie zapominamy o tym, że wiosenna euforia minie za kilka tygodni, a my przebudzimy się niemal jak z letargu u boku kogoś, za kim zimą nawet nie przepadaliśmy.
Ale w sumie... Czy w życiu powinniśmy robić jedynie to, co wychodzi nam na dobre? 

wtorek, 5 marca 2013

Oczy bambi i królowa śniegu, czyli moje kretyńskie sposoby

Jestem zawsze pod ogromnym wrażeniem przystojnych mężczyzn. Uwielbiam ich spotykać, patrzeć na nich, przyglądać im się, mówić o nich i rozmawiać z nimi. Nie wiem, dlaczego, ale reaguję na nich dwojako. Albo robię groźną minę i udaję, że ich nie dostrzegam. Nazywam to taktyką "na królową śniegu". Albo robię oczy bambi i ociekam słodyczą. Oba sposoby robią ze mnie lekko niedociułaną istotę i jeśli ktoś mnie obserwuje z boku, to zapewne myśli "co za kretynka". Ostatnio znowu skorzystałam z taktyki "na bambi eyes". Kupowałam właśnie śniadanie w markecie, kiedy w dziale z pieczywem spotkałam niesamowicie idealne 185 centymetrów wzrostu z czarnym zarostem. Zawahałam się, którą taktykę wybrać. W trybie błyskawicznym postanowiłam przywdziać oczy płochliwej sarenki. Byłam w dobrej formie, przemiana nastąpiła w kilka nanosekund. Stałam przed tym ideałem, lękliwie spoglądając w jego stronę i czekając na rozwój wypadków i pragnąc kontaktu wzrokowego z nim niemal jak kania dżdżu. Dla niepoznaki zaczęłam pakować kajzerki do siatki, że niby poza podrywem na sarenkę mam też poważne powody, które tłumaczą mój przydługi pobyt na dziale z pieczywem. On patrzył raz na bagietki, raz na rogaliki. Na mnie jakoś nie raczył spojrzeć. Postanowiłam uzbroić się w cierpliwość i czekać. Aż wreszcie! Jego spojrzenie padło na mnie. Ciepły dreszcz przeszedł całe moje ciało. Oczy bambi znów zadziałały!!! Świętowałam w duchu, ale zaczęło mnie martwić, że chłopak nie spuszcza ze mnie wzroku i dalej mi się przygląda. To trwało zdecydowanie zbyt długo. Nikt tak długo nie wymienia pierwszych spojrzeń. Na dodatek na jego (pięknej) twarzy wykwitł uśmiech. W sekundę odkodowałam ten rodzaj uśmiechu. Był to typowy szyderczy uśmieszek. O co chodzi? - pytałam sama siebie, gorączkowo zachodząc w głowę. Aż w końcu zrozumiałam. Przez ostatnie kilka minut, jak ta ostatnia, skończona idiotka pakowałam bułkę do plastikowej rękawiczki, która służy do nakładania pieczywa, a nie pakowania w nią pieczywa. Musiałam się ratować, sięgając po papierową torebkę na pieczywo (tę właściwą) postanowiłam zmienić taktykę. Bambi eyes zamieniłam na królową śniegu. I gdy spakowałam w końcu tę nieszczęsną bułkę, odeszłam. 

Morał z tej powiastki nie będzie dotyczył jednak sposobu pakowania pieczywa (jakbym się uparła, to spakowałabym tę kajzerkę w rękawiczkę). Problem tkwi w tym, że zbyt często kreujemy się na kogoś, kim nie jesteśmy. Ja nie jestem ani disneyowską sarenką, ani okrutną królową śniegu i niepotrzebnie w ogóle udaję którąkolwiek z nich. Wam też odradzam szukanie sobie alter ego. Najfajniejsi jesteśmy tacy, jacy już jesteśmy. I na tym powinniśmy się skupić, chcąc zainteresować kogoś naszą osobą.