Wyprowadzając się z rodzinnego domu, napisałam na jednej z półek w moim pokoju "tu mieszkała Holi Goli". (Mam nadzieję, że rodzice zarobią kiedyś na tym napisie fortunę, przekształcając mieszkanie w muzeum mojej osoby)
Kiedy jednak zabierałam ostatnią walizkę, poczułam, że opuszczanie rodzinnych pieleszy może być naprawdę bolesne. Bolesne, bo:
- zostawia się to, co się znało, lubiło, szanowało, kochało
- do tej pory było bezpiecznie i komfortowo, a teraz nie wiadomo jak to będzie
- ludzi, których się kocha nie są już na wyciągnięcie ręki
- samodzielność to nie bułka z masłem
Skupię się na tym ostatnim punkcie. Przez ostatnie tygodnie słowo "samodzielność" odmienia się w mojej obecności przez wszystkie przypadki. Mam być samodzielna, mam uczyć się samodzielności, mam nie bać się samodzielnych decyzji... Szczerze? Wolałabym, żeby zamiast wałkować teorie na temat samodzielności, ci wszyscy znawcy i spece od życia na własną rękę, powiedzieli mi, jak się zorganizować.
Po miesiącu samodzielnego mieszkania stwierdzam z całą świadomością, że Samodzielność i Organizacja to siostry, które muszą koniecznie wprowadzić się do mnie jak najszybciej. Samodzielność i Organizacja to duet doskonały. Ułatwiający właściwie wszystko. Wyjaśniający wszystko. Upraszczający wszystko. Czyli: niezbędny!
Moje nowe życiowe motto brzmi zatem: nie ma samodzielności bez organizacji.
I wierzcie lub nie, ale nie nie da się żyć na własną rękę, nie potrafiąc tego wszystkiego jakoś ogarnąć.
Jak już się nauczę na nowo organizować, to Wam o tym napiszę. Tymczasem: buźka!
samodzielność to faktycznie nie jest prosta rzecz, ale ja osobiście uwielbiam tę idę i wyprowadziłam się od rodziców baaardzo szybko. i mowiąc szzerze, nie wyobrażam sobie powrotu.
OdpowiedzUsuńpowielam twoje nowe zyciowe motto. dzieki Bogu funkcjonuję z nim juz dłuższy czas:)
OdpowiedzUsuń