czwartek, 27 marca 2014

Bądźmy samodzielne!

Kiedy byłam małą dziewczynką, usłyszałam jak moja mama mówi pewnego dnia do swojej koleżanki: moja mała Holi jest bardzo samodzielną dziewczynką. Nie do końca wiedziałam wtedy, co tak naprawdę kryje się za słowem "samodzielna". Byłam jednak pewna, że to coś naprawdę dobrego, bo ta duma, którą usłyszałam wówczas w głosie mojej mamy do dzisiaj dudni mi między komorami serca.

Nie mogę powiedzieć, że to te słowa sprawiły, że postanowiłam być w życiu samodzielna, ale skoro pamiętam je przez te wszystkie lata, to mogły się do tej postawy przyczynić.

Samodzielność to dla mnie drabina do osiągania sukcesów. Kiedy już je osiągnę, to mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że dokonałam tego sama. Że nie pięłam się po niczyich barkach.

Samodzielność to umiejętność formułowania własnych myśli. Bez niczyjej pomocy. Człowiek samodzielny to taki, który żyje po swojemu.

Samodzielność to odpowiedzialność za siebie i swoje decyzje. Zarówno te dobre, jak i te brzemienne w złe skutki.   

Czy samodzielność oznacza dla mnie, że nie potrzebuję pomocy? Nie. Proszę o pomoc, ale przewaznie wiem, że jeśli nie uda mi się jej uzyskać, to także dam sobie radę. 

Wkurza mnie, gdy kobiety (i mężczyźni) twierdzą, że samodzielność idzie w parze z samotnością. Nie wierzmy w to!

Bądźmy samodzielne! 

poniedziałek, 24 marca 2014

Flirtowałam - czy to już grzech?

Za każdym razem kiedy piszę lub wymawiam słowo "flirt", mam ochotę napisać "filtr". Ale nie o tym będzie ten tekst.

Flirtowałam! (smutne - chciałam napisać filtrowałam)

Flirtowałam, i to na poważnie! Choć ze świadomością, że nie powinnam. Mam nadzieję, że to przemawia za moim rozgrzeszeniem.

Flirtowałam z facetem, który pociąga mnie od zarania dziejów. Dotąd zawsze był zajęty. A gdy dostawałam wiadomość, że jest wolny, kiedy już się z nim spotykałam, okazywało się, że na nowo jest zajęty.
Teraz on jest wolny, a ja zajęta. Życie jest dziwne.

Spotkałam go w pubie, bo gdzież by indziej. Przywitał mnie jak serdeczną przyjaciółkę. Rozmawialiśmy długo, zanosiliśmy się śmiechem, wspominaliśmy stare czasy.

W pewnym momencie zorientowałam się, że niby normalnie poprawiam włosy, niby przypadkiem łapię go za ramię, niby naturalnie dotykam swojej szyi.

Ok, nie oszukujmy się - flirtowałam. Flirtowałam, będąc w związku. To jednak nie było najgorsze. Z jego ust padło pytanie, którego powinnam się spodziewać, a jednak się nie spodziewałam.

- Jesteś z kimś? - zapytał.

Miałam całe dziesięć nanosekund, żeby wybrać spośród trzech następujących odpowiedzi:
a) tak
b) nie
c) nie wiem

Jestem jednak wariatką i wybrałam odpowiedź, która nie powinna paść z moich ust.
- Nie rozmawiajmy o mnie - odparowałam, jak na wariatkę przystało.

Nie zrobiło to na nim specjalnego wrażenia. Do końca wieczora mówił o sobie.

Po skończeniu spotkania, zadzwoniłam do mojej przyjaciółki od spraw beznadziejnych.

- Flirtowałam z facetem, który nie jest moim facetem - wyszeptałam do słuchawki.
- I co z tego? - usłyszałam po drugiej stronie.
- Jak to co? Przecież to okropne! - zachłysnęłam się.
- Jeśli to był tylko flirt, to daj spokój. Każdy flirtuje.

Zamurowało mnie na dobre. Jak to każdy? Wy też?

czwartek, 13 marca 2014

Po pierwsze: kocham

Pamiętacie pierwsze "kocham" w Waszym życiu? Ale nie takie mamowe, tatowe lub babciowe. Tylko takie od brakującej połowy Waszego serca. Pamiętacie?

Ja nie.

Rozmyślam o tym od wczoraj. Nie pamiętam, ani kto był pierwszy, ani kto to był. Wcale nie było zbyt dużo pierwszych "kocham cię". Teraz już nawet nie pamiętam, czy niektórzy z tych, z którymi miałam przyjemność obcować na poziomie uczuciowym, w ogóle mnie takim zdaniem miłosnym uraczyli.

Coś mi się kołacze w pamięci, że jeden z moich "pierwszych chłopców" dał mi wymięty liścik, w którym było coś, co mogło być odczytane, jako "kocham cię".

Inny, trochę później, napisał mi, że mnie kocha podczas rozmowy w internecie. Nigdy jednak nie usłyszałam tego z jego ust. Skoro nie usłyszałam, to nie uwierzyłam.

Był też chłopak, który powiedział, że mnie kocha. Niestety powiedział to jedynie mojej koleżance. Też jakoś nie zawierzyłam tym słowom.

Wspominając sobie te "kochamciowe" wyznania, dochodzę do wniosku, że warto przyłożyć się do wypowiadania tych słów. A już po raz pierwszy, to szczególnie. Powinno być w tym coś czarującego, owianego mgiełką tajemnicy, magii i subtelności. To pierwsze "kocham" powinno dawać niedosyt i ogromne nadzieje na przyszłość. Powinno być niezwykłe, a przy tym nie za bardzo przytłaczające. Powinno być z przytupem, a zarazem powinno być intymne, kameralne.

Nie jest łatwo powiedzieć po raz pierwszy te dwa krótkie słowa, ale warto się postarać.

Dobranoc, kocham Was!

niedziela, 9 marca 2014

Rozkodowuję faceta-Polaka

Powzięłam sobie za marcowe zadanie zbadać i przeanalizować sylwetkę typowego faceta-Polaka. Poniżej prezentuję pierwsze wnioski, jakie udało mi się zgromadzić (konfrontuję je również z sylwetkę kobiety-Polki). 

Kim jest facet-Polak?
Jest bogiem, a przynajmniej jest pewien, że nim jest. W pewnym sensie ma rację, bo tak dobrze może się wieść tylko samemu stwórcy. Żyje w przeświadczeniu, że wszystko umie, potrafi, robi najlepiej, najszybciej, najdoskonalej. Jest alfą i omegą. Bezsprzeczną doskonałością. Istotą obdarzoną wszelkimi talentami. Twierdzi, że ma umiejętności, jakich jeszcze nikt nie posiadł.

Niemal każdy Facet-Polak jest przekonany o swym potężnym intelekcie. Wpada w samozachwyt nad swoim ciałem lub, jeśli ma ono jakieś mankamenty – nad fragmentami tego ciała. Gdyby był miejscem, pewnie wpisaliby go na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Większość z nich, gdyby tylko chciała miałaby już Nagrodę Nobla. Ale także złoty medal na olimpiadzie, Oscara za rolę pierwszoplanową, Pulitzera za znakomity artykuł o sobie samym i kilka innych nagród mniejszej lub większej rangi.

Na każdym kroku potrzebują nauczycielek i trenerek. Narkotycznie wręcz poszukują ich w swoim otoczeniu kobiet, aby dokładnie przejrzeć się w ich oczach i zobaczyć w nich swoje wspaniałe, dostojne oblicze. Oczekują, że kobieta wskaże im życiową drogę. W początkowym etapie tak zwanego rozwoju jest to matka, później rolę tę wypełnia dziewczyna, żona, kochanka, konkubina. Ich zadaniem jest tłumaczyć i perswadować, objaśniać i ułatwiać, uczyć i kształtować, wyrabiać pozytywne nawyki i dbać o nieustanny rozwój. 

Facet-Polak jest dzieckiem. I żadna, ale to absolutnie żadna kobieta nie ma prawa tego zmieniać. Ma natomiast bezwzględny obowiązek się nim opiekować i troszczyć się o niego. Ma go utrzymywać w przekonaniu, że bycie małym chłopcem jest w porządku. Ba! Jest seksi i kręci każdą kobietę. 


Czy bycie facetem-Polakiem jest złe?
Nie! Absolutnie nie. Najwyższa pora, aby kobiety Polki zaczęły się uczyć od facetów-Polaków. Aby wreszcie spojrzały na siebie, jak na zdolne, udalentowane istoty, które w życiu osiągnąć mogą naprawdę wiele. Aby wyzbyły się kompleksów i uwierzyły w to, że są piękne. 
Aby pozwoliły sobie na bycie spontanicznymi i radosnymi bez większych powodów. Aby także domagały się opieki i troski. A także wsparcia i pocieszenia. 


P.S. To pierwsze wnioski. Badam faceta-Polaka i kobietę-Polkę dalej. :)

czwartek, 6 marca 2014

Stworzyć szczęśliwy związek

Stworzyć szczęśliwy związek - odhaczyłam na liście rzeczy do zrobienia w życiu. Odhaczyłam i od razu się zawahałam. A jeśli coś się popsuje? A jeśli znudzimy się sobą? A jeśli mnie zdradzi? A jeśli przestaniemy się przyjaźnić? Kurde blade, ciężko tak odhaczyć definitywnie taką kwestią. Za dużo znaków zapytania. Podreptałam do faceta w celu przedstawienia mu tego wszystkiego. Nie było łatwo. 

- Co za lista? Co odhaczyć? Kto się znudzi? Kto zdradzi? Co ty mówisz? Oszalałaś?! - dopytywał on. 
A ja swoje. 

I tak dobrych kilkadziesiąt minut. Kiedy obydwoje byliśmy już mocno wyczerpani tematem, on zaczął bardzo spokojnym głosem: - Gwarancji nie ma, ale przecież jest super. Nie można zakładać, że przestanie być super. Trzeba o to dbać - skwitował. 

Użył słowa klucz: "dbać". Uwielbiam dbać, sprzątać, porządkować, troszczyć się i mieć na uwadze, stąd moja wielka radość na te słowa. Pomyślałam sobie, że związek jest jak roślina, jak zadbana cera, jak porządek w szafie. Trzeba o niego dbać i wtedy może się udać.  

Uspokojona wróciłam do mojej listy. Dopisałam "dbać o związek". 

niedziela, 2 marca 2014

Lektura za siedem złotych - kobiety przeczytajcie!

"Dziewczyna do wszystkiego" to tytuł książki, którą kupiłam kilka miesięcy temu w centrum Poznania, w księgarni sprzedającej ksiązki za kilka groszy. Ten egzemplarz kupiłam za równe 7 złotych. Zazwyczaj czytam takie książki w podróży, bo nie wymagają zbyt wiele uwagi, a jednak odwracają uwagę od nudnych i powtarzających się widoczków za oknem pociągu lub auta.

Ta książka również nie wymagała ode mnie zbyt wiele uwagi, ale okazało się, że nie jest głupim czytadłem. Annette C. Anton, autorka książki w zgrabny sposób zebrała kobiece błędy, które sprawiają, że często kilka lat klęczymy w blokach startowych, nie umiejąc ruszyć z miejsca.

Książka "Dziewczyna do wszystkiego" wciągnęła mnie bez reszty. Chciałam, jak najszybciej dowiedzieć się, ile jeszcze błędów popełniam. A także ile z tych błędów pokrzyżowało mi do tej pory dokonanie zmian swojego życia na lepsze.

Okazuje się, że stereotypy, w obecności których się wychowywałam, oczekiwania otoczenia, opinie bliskich mi kobiet sprawiły, że nie zawsze potrafiłam dbać o swoje.

To nie jest lektura, z której dowiadujemy się, że kobiety są biedne, bo mają gorzej niż mężczyźni. To książka, która posługuje się ciekawymi przykładami. Przykładami, z którymi większość z nas (niestety!) może się identyfikować.

Książka ma być drogowskazem dla pań chcących osiągnąć sukces w biznesie. Poszłabym dalej, poleciłabym je wszystkim kobietom. Bez względu na zawodowe plany, wiek, czy zainteresowania.