sobota, 17 stycznia 2015

Jestem spokrewniona z Monicą Geller, a Wy z kim?

Moja przyjaciółka Kejt uważa, że jestem spokrewniona z Monicą Geller z Przyjaciół. Tak, też mam totalną ambę na punkcie porządku. Przy minusowych temperaturach zakładam czapkę, nauszniki i lecę myć okna. Jak słyszę słowo planowanie, to wpadam w dziką radość. Moje wypunktowane na kartkach życie często powoduje lawiny śmiechu wśród bliskich i znajomych.

Czasami zdaję sobie sprawę, że mój bzik jest irytujący i wkurzający. Zwłaszcza, kiedy na wakacjach dowodzę (ja naprawdę dowodzę, jak generał w wojsku) znajomymi i rozdaję wydrukowany wcześniej plan wycieczki. Albo gdy układam znajomym ich książki, płyty, a nawet koszulki w idealną kostkę (jedynie na ich wyraźną prośbę! Lub na moje wyraźne prośby błagalne). Ale wiem też, że podobnie jak mieszkanie Moniki Geller, tak i moje chętnie odwiedzają dość nietuzinkowe postaci. Choć może nie jest to paleontolog, aktor znany z popularnej opery mydlanej, czy masażystka, to są to ludzie, którzy akceptują mnie z całym bagażem moich dziwactw.

I vice versa, jak mawia mój przełożony, czasami chyba nie do końca rozumiejąc te słowa. Bo ja też kocham dziwactwa moich ziomków. I lubię ich za to, że naprawiają stare rowery, za to, że zbierają planszówki, za to, że robią zdjęcia wysłużonym zenitem, że piszą listy do zagranicznych gwiazd pop, że słuchają niezrozumiałej dla mnie kompletnie niemieckiej muzyki rozrywkowej, czy co sobotę wypiekają jakieś pięćdziesiąt muffin.

I kiedy tak sobie pomyślę, jak wszyscy jesteśmy dziwni, pokręceni i nienormalni to jakoś mi bardzo wesoło i radośnie na sercu. Fajnie, że świat jest taki kolorowy.

środa, 31 grudnia 2014

Kubek pełen przyjaźni

Mija kolejny rok, który - o ile nic bardzo złego się dzisiaj nie wydarzy - mogę uznać za bardzo dobry.

Dobry, przede wszystkim dlatego, że po raz kolejny miałam ich wszystkich pod ręką. Ich, czyli tych wspaniałych ludzi, których twarze stają mi przed oczami w dobrych i złych momentach. Którzy ciągną mnie za warkoczyki, gdy leżę upodlona. Którzy głaszczą po tych warkoczykach, kiedy nadmiar łez jest trudny do opanowania. Którzy tłumaczą mi po raz milionowy, że jestem ważna.

Z niektórymi z nich łączą mnie więzy krwi. Innych poznałam przypadkowo dawno temu i tkwię przy nich od dawna. Jeszcze innych poznałam całkiem niedawno i niemal natychmiast zapałałam ogromnym uczuciem. Choć wszyscy są różni, to wszyscy są mi nieskończenie bliscy.

Na krótko przed świętami wymyśliłam sobie, że zacznę kolekcjonować ceramikę z Bolesławca. Kiedy podzieliłam się tą radosną nowiną z tymi moimi bliskimi reakcje były raczej.

- Najpierw koty, teraz ceramika, pretendujesz do staropanieństwa. Pretendujesz mocno - orzekła przyjaciółka, podcinając nieco skrzydła.

Jeden z kumpli też z niesmakiem stwierdził: Starzejesz się, Holi.

- Czy nie lepiej kolekcjonować porcelanę? - zapytał inny.

Poczułam się zawiedziona ich reakcjami i nawet trochę się obraziłam.

Wyobraźcie sobie jakie było moje zaskoczenie, kiedy na święta każdy z nich przytaszczył dla mnie pod choinkę jakieś inne cacko z Bolesławca.

Choć początkowo bezczelnie obśmiali mój pomysł, to jednak na końcu i tak mnie wspaniale obdarowali.

Tym sposobem, teraz na kuchennej półce z dumą prezentuję moje pierwsze okazy z Bolesławca. I choć to jeszcze nie za bardzo przypomina żadnego kompletu, czy zestawu, bo wszystko jest z innej parafii, to strasznie miło mi się robi, kiedy na to patrzę. Bo wiem, że za każdym tym kubkiem, spodkiem, czy filiżanką stoi inna twarzy bliskiej mi persony. Dzięki Wam!



wtorek, 30 grudnia 2014

Facet i kiciusie, czyli jesteśmy na swoim

Wracam po dłuższej przerwie, która była mi potrzebna, jak jeszcze nigdy. 

Mieszkamy teraz z Facetem na Swoim. Ciągle coś zmieniamy, remontujemy, ulepszamy i robimy dzikie imprezy. Sąsiedzi muszą nas nie znosić. Chociaż póki co, kłaniają się w pas i uśmiechają życzliwie. Może dlatego, że chcąc się wkupić w ich łaski, wyszorowaliśmy klatkę schodową na błysk. Facet - wbrew opiniom mojej rodzicielki, jakobym była niezrównoważona uczuciowo - nadal ten sam. Patrzy teraz na mnie, jak ja stukam w klawiaturę i ciągle pyta co robię. Przecież mu nie powiem, że o nim piszę, bo chyba by mnie zatłukł. Tak, bez wątpienia by zatłukł. Ale czy to nie byłaby romantyczna śmierć?

Ostatnio zresztą doszłam do wniosku, że zupełnie nie miałby sensu związek bez takich ekstremalnie skrajnych emocji. Dlatego od czasu do czasu, skaczemy sobie z Facetem do gardeł. Jakże miło jest się po takiej koguciej walce pogodzić i wypić razem kakao.Najczęściej jednak kłócimy się o moje koty, które przytargałam z dumą na Swoje. Choć Facet alergii na koty nie ma, przynajmniej dotąd żadnych objawów u niego nie zaobserwowałam, to jednak coraz gorzej radzi sobie z rolą kociego ojca-mentora-wychowawcy.

Czasami mu się nie dziwię. Koty od rana wydeptują sobie na naszych zaspanych ciałach przyjemne legowiska, potem kocim śpiewem oznajmiają, że zjadłyby coś. Najlepiej coś konkretnego. Potem załatwiają szereg spraw związanych z kocią toaletą, w co również często nas angażują. A przede wszystkim, w zupełnie niezrozumiałych dla człowieka momentach, pragną być głaskane, tulone i hołubione.

I choć ja nie jestem męczącym kotem. To Facet głównie na mnie się wyżywa za te nasze kiciusie. Twierdząc, że je rozpuściłam do granic możliwości. Dobrze, że nie widział, jak wczoraj jeden z nich wypił mu trochę kakao z kubka, gdy poszedł odebrać telefon. Chyba by mnie zatłukł. Tak, bez wątpienia by zatłukł.


















Te dwa pluszaki, w kształcie gruszek, to rzeczone kiciusie. Czyż nie są urocze?

wtorek, 7 października 2014

Patrzenie w tył powoduje, że częściej się potykamy idąc do przodu

Kiedyś byłam święcie przekonana, że przyglądanie się przeszłości pomaga lepiej radzić sobie z teraźniejszością. Dzisiaj już taka pewna tego nie jestem.

Owszem nadal uważam, że trzeba wyciągać wnioski i mieć na względzie to, co było. Ale za bardzo nie ma się co nad tym rozczulać. Było, minęło.

Zamiast rozczulać się nad tym, co już za nami, zdecydowanie lepiej spojrzeć rezolutnie w to, co przed nami. Tam zawsze jest lepiej. Bo tam jeszcze nie zdążyliśmy popełnić żadnego błędu, nikogo skrzywdzić, palnąć czegoś głupiego, spowodować strat.

To co przed nami jest czyste, jak niezapisana kartka. Warto z niej skorzystać.

No i trzeba pamiętać, że patrzenie w tył powoduje, że częściej się potykamy idąc do przodu. Zatem nie oglądajmy się za siebie.





poniedziałek, 6 października 2014

Siostry: Samodzielność i Organizacja

Wyprowadzając się z rodzinnego domu, napisałam na jednej z półek w moim pokoju "tu mieszkała Holi Goli". (Mam nadzieję, że rodzice zarobią kiedyś na tym napisie fortunę, przekształcając mieszkanie w muzeum mojej osoby)
Kiedy jednak zabierałam ostatnią walizkę, poczułam, że opuszczanie rodzinnych pieleszy może być naprawdę bolesne. Bolesne, bo:

- zostawia się to, co się znało, lubiło, szanowało, kochało
- do tej pory było bezpiecznie i komfortowo, a teraz nie wiadomo jak to będzie
- ludzi, których się kocha nie są już na wyciągnięcie ręki
- samodzielność to nie bułka z masłem

Skupię się na tym ostatnim punkcie. Przez ostatnie tygodnie słowo "samodzielność" odmienia się w mojej obecności przez wszystkie przypadki. Mam być samodzielna, mam uczyć się samodzielności, mam nie bać się samodzielnych decyzji... Szczerze? Wolałabym, żeby zamiast wałkować teorie na temat samodzielności, ci wszyscy znawcy i spece od życia na własną rękę, powiedzieli mi, jak się zorganizować.

Po miesiącu samodzielnego mieszkania stwierdzam z całą świadomością, że Samodzielność i Organizacja to siostry, które muszą koniecznie wprowadzić się do mnie jak najszybciej. Samodzielność i Organizacja to duet doskonały. Ułatwiający właściwie wszystko. Wyjaśniający wszystko. Upraszczający wszystko. Czyli: niezbędny!

Moje nowe życiowe motto brzmi zatem: nie ma samodzielności bez organizacji.

I wierzcie lub nie, ale nie nie da się żyć na własną rękę, nie potrafiąc tego wszystkiego jakoś ogarnąć.

Jak już się nauczę na nowo organizować, to Wam o tym napiszę. Tymczasem: buźka!



sobota, 2 sierpnia 2014

Czy potrzebuję kamienia optymizmu?

Podczas wakacji odwiedziłam Sandomierz. tamtejsze okolice słyną z wydobycia i później obróbki krzemienia pasiastego. Choć kamień ten średnio zachwycił mój zmysł estetyczny, to jednak przyciągnął moją uwagę innym argumentem.

Krzemień pasiasty zwany jest bowiem kamieniem optymizmu.

- Przydałby Ci się - zagadnął mój partner. A ja zdębiałam, bo choć wiem, że może nie jestem urodzoną optymistką, to jednak pracuję nad sobą.

Okazało się, że jeszcze sporo pracy przede mną. Do końca naszego wspólnego podróżowania, krzemień pasiasty w kontekście kamienia optymizmu pojawiał się wielokrotnie.

Wystarczyło, żebym z westchnieniem stwierdziła, że wielka szkoda, że w knajpce, w której jedliśmy obiad nie ma klimatyzacji, to już za chwilę słyszałam z ust faceta hasło: kamieć optymizmu.

Stało się to tak częste, że myslałam, że oszaleję. Ale też z drugiej strony uświadomiłam sobie, jak często narzekam i to zupełnie bez powodu, bo:

Po pierwsze: na wiele rzeczy nie mam wpływu.
Po drugie: moja złość i zrzędzenie niczego nie zmienią, jedynie mnie bardziej zdenerwują.

Powakacyjny wniosek: sporo narzekam i muszę to zmienić. Zacząć bardziej pozytywnie patrzeć na świat, nie posiadając kamienia optymizmu.


Fot. sandomierz.travel.pl



piątek, 1 sierpnia 2014

Dziesięć zasad, które pozwolą Ci naładować akumulatory

- Nie mam energii. 
Ile razy te słowa padały z Twoich ust? 

Daję sobie odciąć rękę, że kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset. I od razu mówię, że i z moich ust te słowa często padają. Ale staram się i robię wszystko, żeby padały, jak najrzadziej. 

Jest kilka sposobów na posiadanie zwiększonych pokładów energii. Sprzedam je Wam z przyjemnością. 

Pierwsza zasada: Myśl pozytywnie
Szukaj pozytywów. Skupianie się na negatywnych aspektach szybko doprowadzi nas do stanu załamania. A zatem, zepsuł Ci się samochód? Trudno, pójdziesz do pracy pieszo - schudniesz.  

Druga zasada: Żyj aktywnie
Nic tak nas nie napędza, jak sport i aktywność fizyczna. Nie muszą to być od razu biegi przełajowe, wystarczy spacer lub przejażdżka rowerem. Staraj się być w ciągłym ruchu. To sprawi, że więc zrobisz i zdziałasz w ciągu dnia. 

Trzecia zasada: Naucz się atrakcyjnie spędzać czas wolny
Strasznie trudna sprawa. Polacy kompletnie nie potrafią się relaksować. Leżenie przed telewizorem jest naprawdę najgorszym sposobem na spędzanie wolnego czasu. Przypomnij sobie dzieciństwo. Kiedy jesteśmy dziećmi lubimy wolne chwile wykorzystywać na zabawę. Dlaczego nie korzystać z tego teraz? 

Czwarta zasada: Poznawaj ludzi
To nie muszą być od razu głębokie relacje. Ale skoro od dziesięciu lat robisz zakupy w tym samym sklepie, a bułki podaje Ci ta sama sprzedawczyni, to dlaczego do niej nie zagadać? A może nawet przejść na "ty"? Przebywanie z ludźmi, rozmowa z nimi to zastrzyk energii w najczystszej postaci. 

Piąta zasada: Unikaj ludzi toksycznych
Przez kilka dobrych lat spotykałam się od czasu do czasu z moją koleżanką, za którą nie do końca przepadałam. Znałyśmy się już kilka lat, więc było mi głupio powiedzieć jej, że mam jej dosyć. Dlatego utrzymywałam tę chorą znajomość. Mimo że ona potrafiła mnie naprawdę mocno dołować. Dziś wiem, że to była toksyczna znajomość. Nie spotykamy się już. Lepiej śpię. 

Szósta zasada: Wysypiaj się
Jedni potrzebują sześciu godzin snu, inni ośmiu. Sprawdź, ile godzin zdrowego snu ty potrzebujesz i zacznij się wysypiać. Człowiek wypoczęty jest bardziej efektywny w pracy, ma więcej energii, szybciej i porządniej wykonuje polecenia. Czasami warto odpuścić sobie siedzenie do nocy i zwyczajnie się wyspać. I niech miejsce snu będzie miejscem komfortowym - niech pościel będzie czysta i pachnąca, pokój wywietrzony, poduszka równo ułożona, a piżama wykonana z przyjemnego dla ciała materiału. Połowę życia przesypiamy, przesypiajmy w dobrych warunkach. 

Siódma zasada: Jedz śniadanie
I w ogóle zdrowo się odżywiaj. Ale śniadanie to podstawa. Dobre, zdrowe, wartościowe śniadanie może zdziałać cuda. Co więcej, zdrowe jedzenie będzie nam dodawało energii. Ciężkostrawne potrawy i inne chore zapychacze tylko nas osłabiają. 

Ósma zasada: Miej mniej nerwów
To co naprawdę mocno osłabia naszą energię to stres. Czym szybciej nauczymy się go eliminować z naszego życia, tym dla nas lepiej. Sposobów na stres jest wiele - mniej myśleć, wybiegać stres, znaleźć sobie hobby. 

Dziewiąta zasada: Nawadniaj się
Absolutnie w grę nie wchodzi ani kawa, ani herbata. Pić należy wodę, dorosły człowiek powinien wypić około 2 litrów dziennie. Jeśli dotąd tego nie robiłeś, zacznij. Kawa? Owszem, ale najlepiej jedna dziennie. To złudzenie, kawa wcale nie dodaje nam energii. Ale za to dobrze nawodniony organizm to dobrze pracujący i zdrowy organizm. 

Dziesiąta zasada: Poszukaj sobie "napędzaczy"
Co Cię w życiu napędza? Pomyśl o tym. A właściwie myśl o tym w każdej chwili, kiedy poczujesz, że Twoja energia przygasa. "Napędzaczami" może być sport, oglądanie ulubionych filmów, tworzenie postów na bloga lub szycie ciuchów. Cokolwiek to jest, pielęgnuj to, a znakomicie na tym wyjdziesz.  A może Twoim "napędzaczem" jest jakaś osoba?

czwartek, 10 lipca 2014

Nauczyć się odpoczywać

Dopisałam do listy rzeczy do zrobienia podczas tych wakacji "Nauczyć się relaksować". I przyznam się Wam, bez owijania w bawełnę, że mam zasadne powody obawiać się, że z tym punktem poradzę sobie najsłabiej. Nie wiem, jak Wy, ale ja w głowie mam ciągle mnóstwo spraw, rzeczy, pomysłów, obowiązków, rzeczy do zrobienia w tym tygodniu, w tym miesiącu, dniu i kwartale. W głowie mam też kilka list zakupów, koniecznych wydatków. Do tego telefon regularnie daje o sobie znać w zapchanej torebce, trzeba odpisać na maila, albo nawet na kilkanaście maili.

Jednym zdaniem: jest co robić i o czym myśleć. A teraz przychodzi urlop. Ten wspaniały, długo wyczekiwany, utęskniony, upragniony urlop. I trzeba przestawić się z tego życia w biegu na nieco wolniejsze tempo. Co roku, jest to dla mnie coraz większym problemem.

Przez pierwsze dni urlopu, mimo wyłączonego budzika zrywam się przed siódmą. Na dodatek serce mi kołacze w obawie, że już spóźniłam się do pracy. Kiedy już doprowadzę się do spokoju i wyjaśnię memu rozdygotanemu organizmowi, że mam urlop, minie parę chwil. O spokojnym dokończeniu spania po takiej pobudce nie ma już mowy.

Na urlopie nieustannie sięgam też po telefon i ze zdziwieniem patrzę w jego cichy i spokojny wyświetlacz. Jest cichy i spokojny, bo od jakiegoś czasu, przed urlopem oświadczam światu, że telefonować mogą jedynie w sytuacji zagrażającej ich życiu.

I to co jest chyba najgorsze, to fakt, że podczas urlopu myślę o pracy. Myślę o tym, czy wszystko na pewno zamknęłam, dokończyłam, zapięłam na ostatni guzik. Zawsze mam wrażenie, że zapomniałam o milionach spraw. Ale myślę też o tym, co czeka mnie po powrocie z urlopu.

Z tym wszystkim w tym roku pragnę walczyć. Jako, że kocham listy i na to wyskrobałam listę, jak odpoczac podczas urlopu:

Po pierwsze:
Człowiek przynajmniej raz w roku powinien odpocząć i się zrelaksować. Jeśli tego nie zrobi, nie nabierze sił i energii na codzienną walkę i potyczki z rzeczywistością.

Po drugie:
Człowiek, który nie odpoczywa, to chodzące nieszczęście.
Nieszczęście, które wyżywa się na swoich bliskich, znajomych, kolegach z pracy.

Po trzecie:
Czas wolny jest czasem wolnym. To nie jest czas, w którym powinniśmy nadrabiać zaległości w pracy, czy sprzątać strych w domu.

Po czwarte:
Żeby móc nazwać wypoczynek za udany, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, co sprawia, ze odpoczywamy. Dla jednych będzie to leżenie plackiem na plaży, dla innych długie spacery i zwiedzanie, a jeszcze dla innych jazda na rowerze. Konieczne jest znalezienie naszego osobistego sposobu na wypoczynek.

Po piąte: 
Urlop ma być czasem bez stresu. Jeśli denerwuje nas polityka, nie oglądajmy wiadomości. Jeśli nie lubimy naszej teściowej, zaplanujmy sobie urlop, tak żebyśmy jej nie widziały (pozdrawiam moją teściową!). Unikajmy czynników stresogennych.

Po szóste: 
Jeśli nie wyjeżdżamy na wakacje, do innego miasta, czy kraju i tak za wszelką cenę starajmy się nieco zmienić otoczenie. Wybierzmy się w wycieczkę rowerową, idźmy na daleki spacer lub rozbijmy namiot nad rzeką. Podczas urlopu człowiek musi choć trochę odpocząć od tego, co ma na co dzień. Zróbmy rozwód z rutyną.

Po siódme: 
Leniuchujmy! Kiedy ostatnio mieliśmy czas leżeć i patrzeć na chmury, które przelatują nad naszymi głowami? Obstawiam, że od bardzo dawna nie odpoczywaliście po prostu nic nie robiąc. Urlop to czas, kiedy każdemu należy się taki beztroski, błogi stan z cyklu "nic nie muszę".

piątek, 27 czerwca 2014

Nie jesteśmy cyborgami od motywowania, pocieszania i wspierania

Dobrze, gdy umiemy pomagać innym, cieszyć się z ich sukcesów, gdy potrafimy znajdować uznanie dla czyjejś pracy lub zaangażowania, a także odnajdywać w sobie empatię dla drugiego człowieka.

Świetnie, gdy potrafimy dopingować naszych bliskich, motywować ich, dodawać im otuchy przed ważnymi dla nich wydarzeniami, gdy jesteśmy z nimi, kiedy tego potrzebują.

To wszystko jest super, ale trzeba na to uważać, aby nie wpaść w pułapkę "darmowego trenera i mentora".

Darmowy trener i mentor to chodzący omnibus, zawsze potrafi pomóc, zawieźć na miejsce, udzielić rady, pokazać drogę, przypomnieć o zaletach, powiedzieć coś miłego lub postawić do pionu.

To żaden wstyd być kimś takim. Wręcz przeciwnie, to ogromna zaleta. Trzeba jednak pamiętać, że nie możemy być tacy:
a) zawsze
b) dla każdego
c) 24 godziny na dobę

Nam też należy się wsparcie innych. Nie jesteśmy robotami, nie możemy kogoś pocieszać i trzymać za rękę non stop. Nie zawsze musimy mieć ochotę obdarowywać kogoś komplementami lub motywować do działania.

Czasami to my możemy mieć potrzebę zostać zmotywowanym.

wtorek, 24 czerwca 2014

Skończmy z byciem miłymi dziewczynami

Kiedyś wydawało mi się, że bycie miłą osobą jest ważną częścią mnie. Bardzo chciałam być miła. Właściwie dla wszystkich. Z żalem stwierdzam, że tak mnie właśnie wychowano - na miłą dziewczynę.

Kilka miesięcy temu odkryłam jednak smutną prawdę - bycie miłą dziewczyną nie jest fajne. Dlaczego? Cóż, miłe dziewczyny grzęzną w miejscu, z którego trudno im się wykaraskać. Mają duży problem z pokonywaniem napotkanych przeszkód. Nie potrafią koncentrować się na sobie, przez co ich rozwój jest osłabiony.

Od razu powinnam jednak sprostować jedną kwestię - trzeba być miłym człowiekiem. Trzeba się uśmiechać, mówić "dzień dobry" i "do widzenia", nosić ciężkie torby z zakupami starszym paniom, ustępować ciężarnym miejsca w tramwaju (przynajmniej tym w zaawansowanej ciąży), trzeba być miłym dla sprzedawczyni w sklepie i dla kierowcy w autobusie.

Ale zupełnie nie trzeba być superhipermega miłym. Nie trzeba:

1) zostawać po godzinach za koleżankę lub kolegę w pracy, bo poprosili, a my jesteśmy taaaacy mili;
2) godzić się na rozwożenie wszystkich po imprezie, bo się tak upili, że nie mogą trafić samodzielnie na postój taksówek;
3) odpuszczać sobie urlopu, bo wszyscy inni w firmie bardziej zasłużyli na wypoczynek niż Ty (przynajmniej w Twoim odczuciu);
4) pracować za marne pieniądze, bo nie wypada Ci poprosić o podwyżkę, która należy Ci się od kilku dobrych lat;
5) wyprowadzać psa szefa, bo on jest na wyjeździe służbowym pod palmą;
6) pracować w domu i wyręczać w ten sposób połowę biura;
7) brać na siebie obowiązki innych, bo wszyscy inni mają coś ważniejszego do pracy;
8) odbierać w czasie zasłużonego urlopu telefonu służobowego, bo szef mógłby się na Ciebie obrazić, gdybyś tego nie zrobiła;
9) zdecydowanie nie musisz piec ciasta na firmową imprezę, bo Ty tak świetnie pieczesz;

Nie trzeba. Nie musisz. A nawet nie wolno Ci - dawać się oszukiwać, słysząc głupi frazes "dziękuję Ci, jesteś taka miła". 

Masz prawo być miła, ale masz prawo także mieć swój czas wolny, mieć swoje zdanie, swoje opinie i swoje momenty, w których zdecydowanie używasz słowa "nie".

Bycie miłym nie oznacza spełniania poleceń wszystkich dookoła, nie oznacza też bycie czyimś niewolnikiem. Bycie miłym oznacza bycie grzecznym, kulturalnym, ułożonym i serdecznym. To wszystko. Kropka.

Jeśli do tej pory, byłaś "miła" w złym znaczeniu tego słowa, natychmiast to zmień. Z serca spadnie Ci ogromny głaz. Poczujesz niewymowną ulgę. W pewnym sensie urodzisz się na nowo.

I nie martw się, jeśli ta nowa sytuacja zweryfikuje Twoje dotychczasowe znajomości (będzie tak z całą pewnością). Osoby, które dotąd często nadużywały Twojego bycia miłym, do załatwiania własnych spraw i potrzeb, mogą być bardzo zawiedzione Twoją nową postawą.

Licz się z tym, że mogą wysyczeć Ci słowami pełnymi jadu: ale się zmieniłaś, nie poznaję Cię - jeśli odmówisz im zostawanie za nich po godzinach.

Nie martw się tym. Ciesz się swoim nowym, mniej-miłym życiem.

P.S. Tylko czasem nie zacznij być dla otoczenia chamska. Odmawiać, tłumaczyć własne zdanie nadal można z klasą, uśmiechem i serdecznością.

Specjalizujmy się

Każdy jest w czymś dobry. Jeśli do tej pory o tym nie wiedzieliście, właśnie rewolucyjnie zmieniam Wasze życie.

To będzie nowe, lepsze życie, w którym każdy z nas będzie fachowcem w innej dziedzinie. Cieszycie się? Ja przeogromnie!

Ale ok, jest haczyk. To nie będzie takie proste i chwilę potrwa, ale warto uzbroić się w cierpliwość.

Każdy z nas coś umie. Co więcej, przeważnie jeśli lubimy coś robić, to sprawia nam też przyjemność.
Teraz jest ta chwila, kiedy w Waszych umysłach zachodzi burza mózgów pod hasłem "co robię najlepiej?".

Może to rysowanie, nauka języków obcych, zapamiętywanie ciągów cyfr, robienie rewelacyjnych zdjęć, pisanie, wymyślanie gier planszowych, zabawa z dziećmi, sprzątanie, zajmowanie się zwierzętami, aranżowanie wnętrz, zakupy w secondhandach, pieczenie babeczek. Pomyślcie, coś musicie znaleźć.

Jeśli już znaleźliście swoją specjalność możemy przejść do następnego kroku. Być może będą zawiedzeni ci, którym uczciwie powiem, że nie zachęcam Was do zmiany pracy, natychmiastowego przebranżowienia się, czy zmiany kierunków studiów. Choć oczywiście i o tym można później pomyśleć. Lepiej jednak działać rozsądnie i z planem.

Znacie już swoje ukochane pole manewru, swoją mocną stronę, swój fach. Teraz trzeba nad tym porządnie popracować.

Załóżmy, że kochamy pisać (wśród blogerów większość kocha pisać, więc to znakomity przykład). Wybieramy zatem pisanie, jako naszą wizytówkę. Super, ale kochanie pisania to zbyt ogólna sprawa. Musimy w temat się zagłębić. Musimy wybrać sobie temat pisania (wśród blogerów to także żadna nowość, niemal wszyscy autorzy są wyspecjalizowani w różnych tematach). Dobrze, jeśli jest to temat, który jest bliski naszemu sercu, zainteresowaniom, poglądom, uczuciom. Pisanie o czymś co brzmi fajnie, ale nas nie fascynuje, zdecydowanie nie zda egzaminu.

Mamy już ściśle obraną specjalizację. Niestety, to nie koniec pracy. A właściwie, na szczęście, to nie koniec pracy. Teraz zaczyna się ta najciekawsza część. Uczymy się naszego fachu.

Wróćmy już do wspomnianego przykładu pisania. Jak nauczyć się pisać? Cóż, trzeba dużo pisać. Ale trzeba też sporo czytać, bo to wyrabia styl (świetnie sprawdzają się pamiętniki!). Jeśli piszemy też na jakiś konkretny temat, to musimy liczyć się z tym, że będziemy musieli zgłębiać ten dany temat. Musimy znaleźć sobie mistrzów, których będziemy naśladować (nie powinno to być jednak ślepe naśladownictwo). Dodatkowo można wspomóc się szkoleniami, kursami, czy innymi zajęciami.

Po co to wszystko? Żeby się wyróżniać. Bo kiedy w mojej firmie-matce prowadzimy rozmowy kwalifikacyjne, to mamy zazwyczaj do czynienia z setką świetnych kandydatów o świetnych kwalifikacjach, ale niestety, żadna z tych osób niczym się nie wyróżnia, nie zaskakuje, nie jest obietnicą kogoś niezwykłego.

Po co jeszcze? Żeby nie zwariować. Specjalizowanie się w czymś, to najczęściej tak naprawdę poszerzanie naszych pasji. Pasje natomiast ratują nas przed całym złem tego świata. Są bezpieczną odskocznią od codzienności. Są też plastrem na stres.

I na koniec: specjalizowanie się może nam kiedyś bardzo pomóc. Ot, chociażby w uruchomieniu własnej firmy. Takiej firmy, której jeszcze świat nie widział, bo przecież tylko my się w tym specjalizujemy.

niedziela, 22 czerwca 2014

Pozytywny poniedziałek, czyli zadanie na dziś

Zadanie na dzisiaj?

Dzisiaj będziemy się uśmiechać!

Kiedy zadzwoni ktoś dzisiaj do Ciebie, odbierz uśmiechając się. Niech Twoje "podniesione" mięśnie podniebienia sprawią, że ktoś poczuje, że masz dzisiaj dobry humor. Może w ten sposób zaprosisz kogoś do grona uśmiechniętych.

Nie obgaduj! Nie obmawiaj nikogo. Postaraj się dzisiaj na wszystkich spojrzeć przychylnie. Ktoś jest niemiły, może źle spał. Dziś wybacz im wszystkim. Zobaczysz, będzie Ci cudnie.

Uśmiechnij się do kogoś na ulicy. Kogoś zupełnie obcego, nieznanego. Niech połączy Was niezwykła siła uśmiechu.

Bądźmy dzisiaj mili! Wiem, że zawsze jesteście mili, ale dzisiaj postarajcie się być super mili. Dodatkowe "dzień dobry", czy "miłego dnia" może sprawić cuda.

Załóż różowe okulary. Spójrz na świat, szukając w nim samych pozytywów. Ok, pada, ale za to może wieczorem będzie ciepło? Może i jest poniedziałek, ale za to jaki uśmiechnięty. Myślmy pozytywnie!



Niech codzienność nas motywuje!

Niedziela to często pewien moment podsumowań.

Wielu z nas odpowiada sobie na proste pytanie: ile udało mi się osiągnąć/zrobić/dokonać w ciągu minionego tygodnia? Czasami zamiast zadawać sobie to pytanie, od razu przechodzimy w lament pod hasłem "o jezu, znowu niczego nie osiągnąłem/nie zrobiłem/nie dokonałem!".

Czy jest to pytanie, czy smutne stwierdzenie - niemal zawsze podchodzimy do siebie zbyt krytycznie.

Skończmy z tym. Szukajmy rzeczy, które udało nam się zrobić. Być może była to wizyta na basenie? Albo porządki w ogrodzie? Napisanie jednego artykułu? Wizyta u dawno niewidzianej koleżanki?

Wszystko się liczy. A każda dokonana rzecz powinna nas motywować do dalszych działań. 

Problemem wielu z nas jest bagatelizowanie codziennych czynności. Bo czymże właściwie jest chodzenie do pracy, robienie zakupów, pranie, prasowanie, nauka języka obcego? To co robimy codziennie, co rutynowo powtarzamy traktujemy bardzo powierzchownie.

To trzeba zrobić - mówimy i nie cieszymy się z tego, że po raz kolejny daliśmy radę pogodzić milion ról i funkcji, które pełnimy w życiu.

Wiadomo, każdy (albo niemal każdy) chciałby powiedzieć: napisałem książkę, nakręciłem film, wybudowałem dom, kupiłem nowe auto, zarobiłem milion dolarów, uratowałem ludzkie życie, przygarnąłem bezdomnego psa.

Takie rzeczy nie zdarzają się jednak w naszym życiu codziennie. Oczywiście, powinniśmy robić wszystko, aby wielkie, wspaniałe, niezwykle miłe, niezapomniane, ważne dla nas rzeczy wydarzały się w naszym życiu jak najczęściej. Ale nie świrujmy, kiedy tak nie jest.

Myślę, że jeśli dobrze wykonujemy codzienne, rutynowe, zupełnie zwyczajne obowiązki, to gdzieś po drodze dochodzimy też do tych wielkich celów i realizacji marzeń, tych z górnej półki.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Motywacja w związku

Umiemy się motywować w pracy. W sporcie. W realizacji pasji. Ciągle mamy jednak duży problem, żeby zmotywować się w związku.

Wydaje nam się, że w związek broni się sam. Że jest jak rzeka, płynie własnym nurtem, a my musimy jedynie zanurzyć się w strumieniu tej wody.

Nic bardziej mylnego. Związek to kolejny element naszego życia, gdzie potrzebna jest nam motywacja. I to tak naprawdę silniejsza niż w jakiej innej dziedzinie życie. O ile większość z nas ma szansę odciąć się od pracy po wyjściu za jej próg, tak z miłością i związkiem jest o wiele trudniej. Jak mawiają ci lepiej władający słowem, serca się nie wyłączy.

To jasne, miłość, zakochanie, zauroczenie - to wszystko przychodzi często jakby bez naszego udziału. Po prostu patrzymy na kogoś i doznajemy olśnienia. To właśnie ta osoba! Zakochanie to najlepszy motywator. Kiedy jestem zakochana potrafię dogłębnie przestudiować ulubione książki, muzykę lub sport mojego oblubieńca. Później, kiedy zakochanie zaczyna nieco stygnąć, ta motywacja nie jest już taka naturalna. Trzeba zacząć jej szukać. 

Ale trzeba dalej umieć zachwycać się drugą osobą. I nawet jeśli wydaje nam się, że znamy ją na wylot, to próbować poznać ją jeszcze bardziej. Być dalej dobrym słuchaczem. Ale też zaskakiwać jakimś miłym słowem.

I nie ma w tym nic złego. I wcale nie oznacza to, że kochamy mniej. Wówczas kochamy inaczej. Mniej emocjonalnie, bardziej świadomie. To fajny etap, powinniśmy go bardziej doceniać. A przede wszystkim nie powinniśmy spoczywać na laurach.

Strasznie denerwują mnie moje koleżanki, które lamentują, że ich związek to rutyna, że facet przestał się starać, przestał zaskakiwać. I w ogóle, jest jakoś monotonnie w tym związku. Z tego co wiem, do tanga trzeba dwojga.

Związek to jest taka roślina. Taka nietypowa roślina, bo żeby rosła i kwitła musi ją podlewać dwoje ogrodników. I to zdecydowanie nie jest tak, że w płciowe obowiązki faceta wpisane jest stawanie na rzęsach dla wybranki. Czasami to także kobieta musi stanąć na rzęsach i pokazać, że potrafi być w związku kreatywna.

Znam się bardzo dobrze z jednym dość artystycznym małżeństwem z blisko trzydziestoletnim, małżeńskim stażem. Ostatnio byłam świadkiem, jak facet z tego właśnie związku powiedział do swojej żony: jak Ty mi się ciągle podobasz! Ktoś prychnie i powie, cóż wielkiego. A dla mnie to było magiczne, takie rzucone, gdzieś w przestrzeń, a jednak zrobiło na wszystkich oszałamiające wrażenie. Na samej zainteresowanej również. Spąsowiała nieco, ale nie skarciła męża za miłe słowo (jak robi wiele kobiet), tylko uśmiechnęła się radośnie.

Motywacja w związku nie musi polegać na wylewaniu na siebie na wzajem tony "kochamciękochamcię". Nie musi to być też obdarowywanie się diamentami i wycieczkami dookoła świata. Czasami wystarczy muśnięcie ręką, miłe słowo wyszeptane podczas zimowego spaceru, albo kartka z czymś wesołym wrzucona do kalendarza, list miłosny, nauczony na pamięć Erotyk Baczyńskiego i wyrecytowany w samochodzie podczas stania w korku, wspólna wycieczka rowerowa, albo wspólne przebiegnięcie półmaratonu.

Jak dzisiaj zmotywujecie się w swoim związku?

czwartek, 29 maja 2014

Kobiety, pamiętajcie o swoich pasjach i uczcie się od facetów o nie dbać

Nie znam faceta, który nie posiada pasji, nie umie o niej opowiadać godzinami, a jego oczy nie błyszczą, kiedy uda mu się doprowadzić jakiś kolejny cel związany z pasją do końca.

Faceci potrafią posiadać pasję. Potrafią posiadać czas na pasję. I wcale nie mają poczucia, że kiedy poświęcają się pasji, to marnują ten czas.

Wręcz przeciwnie. Faceci doskonale zdają sobie sprawę z tego, że pasja pozwala im odreagować ciężki dzień w pracy, zachować zdrowie psychiczne i oderwać się od zastałej, czasem nieco szarawej rzeczywistości. Pasja dla faceta to nie tylko hobby. To część - i to dość spora - jego życia.

To co cenię w facetach szczególnie, to ich szacunek do pasji. Faceci, z którymi się spotykałam potrafili mieć łzy w oczach kiedy nabijałam się z ich pasji (trudno się nie śmiać, jeśli facet zbiera butelki po tabasco). Oni to traktują bardzo serio. Na 100 pro!

Co więcej, faceci zazwyczaj mają kilka pasji. Albo one się łączą i wiążą ze sobą, albo są zupełnie abstrakcyjne względem siebie. Jeden z moich przyjaciół interesuje się ogrodnictwem, ale w wolnych chwilach tresuje również swojego psa jamnika, jeździ wyczynowo na beemiksie, gra na gitarze w zespole i naprawia stare magnetofony. Mało? Dla niego mało, w przyszłości chce nauczyć się judo.

Sytuacja kobiet nie jest tak tragiczna, jak mogłoby to wynikać ze wstępu tego tekstu. Kobiety również mają pasje, ale niestety kompletnie ich nie doceniają. Bo owszem lubią francuskie kino, ale czy to pasja? Czy pasją może być zbieranie zabawnych t-shirtów ze szmateksów? Albo czy pasja to nauka języka szwedzkiego? Tak, to wszystko pasja. Kobiety jednak często w ogóle tak tego nie definiują.

Nie mają takiej potrzeby, ale też nie potrafią. Wstydzą się. Nie potrafią też poświęcać czasu na swoje pasje, bo zawsze jest coś ważniejszego do zrobienia. Czują się winne, kiedy zamiast zmywać lub odrabiać z dzieckiem lekcje idą na lekcje salsy. 

Zupełnie niesłusznie. Do pielegnowania pasji każdy z nas ma prawo.

Jeśli chcemy zachować długie zdrowie psychiczne, dalej się rozwijać, mieć odskocznię i coś co motywuję nas do działania, posiadanie pasji powinno być naszym obowiązkiem. Tak, jak mycie zębów.

Zadanie domowe na dzisiaj:
1. Pomyśl, o tym co lubisz robić.
2. Doceń swoją pasję!