wtorek, 5 marca 2013

Oczy bambi i królowa śniegu, czyli moje kretyńskie sposoby

Jestem zawsze pod ogromnym wrażeniem przystojnych mężczyzn. Uwielbiam ich spotykać, patrzeć na nich, przyglądać im się, mówić o nich i rozmawiać z nimi. Nie wiem, dlaczego, ale reaguję na nich dwojako. Albo robię groźną minę i udaję, że ich nie dostrzegam. Nazywam to taktyką "na królową śniegu". Albo robię oczy bambi i ociekam słodyczą. Oba sposoby robią ze mnie lekko niedociułaną istotę i jeśli ktoś mnie obserwuje z boku, to zapewne myśli "co za kretynka". Ostatnio znowu skorzystałam z taktyki "na bambi eyes". Kupowałam właśnie śniadanie w markecie, kiedy w dziale z pieczywem spotkałam niesamowicie idealne 185 centymetrów wzrostu z czarnym zarostem. Zawahałam się, którą taktykę wybrać. W trybie błyskawicznym postanowiłam przywdziać oczy płochliwej sarenki. Byłam w dobrej formie, przemiana nastąpiła w kilka nanosekund. Stałam przed tym ideałem, lękliwie spoglądając w jego stronę i czekając na rozwój wypadków i pragnąc kontaktu wzrokowego z nim niemal jak kania dżdżu. Dla niepoznaki zaczęłam pakować kajzerki do siatki, że niby poza podrywem na sarenkę mam też poważne powody, które tłumaczą mój przydługi pobyt na dziale z pieczywem. On patrzył raz na bagietki, raz na rogaliki. Na mnie jakoś nie raczył spojrzeć. Postanowiłam uzbroić się w cierpliwość i czekać. Aż wreszcie! Jego spojrzenie padło na mnie. Ciepły dreszcz przeszedł całe moje ciało. Oczy bambi znów zadziałały!!! Świętowałam w duchu, ale zaczęło mnie martwić, że chłopak nie spuszcza ze mnie wzroku i dalej mi się przygląda. To trwało zdecydowanie zbyt długo. Nikt tak długo nie wymienia pierwszych spojrzeń. Na dodatek na jego (pięknej) twarzy wykwitł uśmiech. W sekundę odkodowałam ten rodzaj uśmiechu. Był to typowy szyderczy uśmieszek. O co chodzi? - pytałam sama siebie, gorączkowo zachodząc w głowę. Aż w końcu zrozumiałam. Przez ostatnie kilka minut, jak ta ostatnia, skończona idiotka pakowałam bułkę do plastikowej rękawiczki, która służy do nakładania pieczywa, a nie pakowania w nią pieczywa. Musiałam się ratować, sięgając po papierową torebkę na pieczywo (tę właściwą) postanowiłam zmienić taktykę. Bambi eyes zamieniłam na królową śniegu. I gdy spakowałam w końcu tę nieszczęsną bułkę, odeszłam. 

Morał z tej powiastki nie będzie dotyczył jednak sposobu pakowania pieczywa (jakbym się uparła, to spakowałabym tę kajzerkę w rękawiczkę). Problem tkwi w tym, że zbyt często kreujemy się na kogoś, kim nie jesteśmy. Ja nie jestem ani disneyowską sarenką, ani okrutną królową śniegu i niepotrzebnie w ogóle udaję którąkolwiek z nich. Wam też odradzam szukanie sobie alter ego. Najfajniejsi jesteśmy tacy, jacy już jesteśmy. I na tym powinniśmy się skupić, chcąc zainteresować kogoś naszą osobą. 

6 komentarzy:

  1. To musiał być piękny widok... ciekawe czy wybrał rogaliki

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha ha ha, padłam... :) Każdej z nas wpadaja takie ffftopy :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nawet nie wiesz, jak się cieszę, że każdej z nas się zdarzają :)

      Usuń
    2. U mnie na porządku dziennym w takich sytuacjach (z reguły na każdym weselu czy innej imprezie okolicznościowej jeszcze na trzeźwo) jest piękny wymach rękoma (ponoć nazywa się to żywa gestykulacja) i na kolanach moich (lub podrywanego faceta) z reguły ląduje cola, szampan, wino czy sok porzeczkowy - wszystko co zostawia plamę lub śmierdzi...

      A siosta do tej pory wypomina mi ślinienie się na widok kolegi, do którego robilam piękne maślane oczka i słuchałam zawizięcie - po minionym wieczorze siostra mnie uświadomiła, że kolega gadał o Platonie i Sokratesie oraz zawiłościach ich filozofii i coś tam jeszcze - wszyscy wymiękli i chcieli zmieniać temat ale okazałam się być zbyt dobrym "słuchaczem"...

      Usuń
    3. tym razem to ja padłam :) jeśli ścierpiałaś pogawędkę o filozofii to jesteś mistrzynią :)
      no i Twoja gestykulacja musi być naprawdę "żywa" :D

      Usuń