piątek, 4 października 2013

Naucz się krzyczeć i wyrzucać złe emocje!

Byłam kiedyś na szkoleniu, podczas którego uczono nas krzyczeć. Poważnie! Wchodzę na szkolenie, jakich pełno, a pan coach mówi do nas "dzisiaj nauczymy się krzyczeć". Ludzie zaczęli się spoglądać dziwnie po sobie. Schyliłam się do dziewczyny przede mną, żeby upewnić się, czy na pewno weszłam do sali, w której odbywało się moje szkolenie. Potwierdziła, że sala się zgadza, ale też się dziwi. Stwierdziłyśmy jednak, że zaryzykujemy i zostaniemy na miejscu. Warsztaty teatralne też mogą okazać się przydatne.
Nauka krzyku to nie jest bułka z masłem, oj nie. Na początek każdy z nas miał się przedstawić i powiedzieć skąd przyjechał, jaką firmę reprezentuje, a następnie miał krzyknąć. Tak po swojemu. Uwierzcie, to było bardzo trudne. Wymyślić sobie swój własny, niepowtarzalny krzyk, to naprawdę nie jest łatwa sprawa. Szło nam to naprawdę topornie. Potem krzyczeliśmy wspólnie, a pan coach krzyczał "co, tylko na tyle was stać?!". Potem zaczął nas poniżać i mieszać z błotem. Nie, on zaczął nas gnoić. Jemu krzyczenie wychodziło znakomicie. Byliśmy coraz bardziej zdenerwowani i poirytowani. A pan coach dorzucał do pieca i dalej się na nas wydzierał. W końcu jeden facet z naszej grupy nie wytrzymał i krzyknął "da już pan spokój". Coach spojrzał na nas z radością i powiedział normalnym tonem "no, i o to nam chodziło". I potem jakbyśmy się odblokowali. Zaczęliśmy krzyczeć. Biegaliśmy i krzyczeliśmy. Krzyczeliśmy do wiaderka. Krzyczeliśmy wychylając się przez okno. Czułam się jak dziecko, któremu pozwolono bawić się w Indian. To była naprawdę świetna zabawa. Tylko cały czas z tyłu głowy chodziło pytanie "ale po co to wszystko?".
W końcu pan coach pozwolił nam odpocząć. Usiedliśmy w kółku, a on wytłumaczył nam ideę tego bloku szkoleniowego. Poprzez krzyk mieliśmy wyładować emocje, wyrazić siebie, pozbyć się wszystkich napięć. Czy się udało? Na sto procent się udało. Nie zrelaksowałam się tak jak w SPA, ani jak na kozetce u psychoterapeuty. Bardziej się zrelaksowałam! Czułam się oczyszczona. Jakbym przez godzinę wypluwała z siebie wszystkie toksyczne sytuacje, które zbierały się we mnie od dawna.
W ten sposób pan coach pokazał nam, że lepiej wyładować się w ten sposób - profilaktycznie. Zanim wybuchniemy krzycząc na klienta, podwładnych, szefa, męża, narzeczonego, dziecko, matkę lub co najgorsze - na teściową.

Polecam: kiedy się wstydzisz własnego krzyku (a większość z nas się wstydzi), weź małą poduszkę, przysuń blisko do twarzy i krzycz, ile masz tylko sił w tę poduszkę. Pomaga. 

3 komentarze:

  1. Tak, to dobra metoda. Można sobie też siarczyście zakląć w odosobnieniu - mnie pomaga. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak... wymyślić swój własny krzyk nie jest łatwo. Przekonałam się o tym trenując karate :) a krzyk jest dobry... w odpowiednim czasie :)


    Dziękuję za miłe słowo u mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkolenie z wykrzyczenia emocji to fajna sprawa. Ludzie krzyczą, ale rzeczywiście nie wtedy, kiedy powinni i nie na to, co jest neutralne. Można też się wypłakać, to daje dużą ulgę, ale w nieco innych przypadkach.

    OdpowiedzUsuń